Sport a nauka II

We wszystkich projektach reform nauki, czy to wprowadzonych w życie czy nadal planowanych,  ciągle mówi się o konkursach, konkurencji, wyścigach na H-indeksy. W tej tendencji zdumiewa mnie brak konsekwencji. Projektanci naszego życia naukowego uparcie mówią „A” i za nic nie chcą powiedzieć „B” i „C”.

A wystarczy przyjrzeć się światowi sportu, żeby zobaczyć, jak to wszystko logicznie domknąć.

Bokserzy


Postulat jest taki, żeby uczeni zachowywali się jak zawodowi sportowcy, o każde parę lat kariery zawodowej walcząc w ostrej konkurencji z innymi chętnymi.

Zauważmy, że okres prawdziwej wielkiej formy uczonego wbrew pozorom wcale nie trwa wyraźnie dłużej niż najlepsze lata, powiedzmy, piłkarza zawodowego. W matematyce wielu nawet bardzo zdolnych badaczy doświadcza odpływu mocy twórczych po  czterdziestce. Tyle, że autentyczną karierę naukową rozpoczynają po skończeniu studiów, mając około 25 lat i nikt im nie oferuje lukratywnych kontraktów w wieku 17 czy 18 lat, a w piłce to powszechne.

Humaniści mają ponoć odwrotną tendencję: im są starsi tym lepsi, jak wino. Powiedzmy, że pełną moc badawczą osiągają około 50. roku życia, gdy mają naprawdę duże doświadczenie życiowe. Tymczasem wtedy już za rogiem czeka emerytura (profesorska w wieku 70 lat) i najlepsze lata wcale też nie trwają tak długo.

Naukowcy co kilka lat mają staczać bój o etat, grant, pieniądze na infrastrukturę, prawie jak bokserzy zawodowi. I nie czarujmy się, w tych bojach sukcesy w walkach poprzednich mają znaczenie – przegrana to  spadek w rankingach i mniejsze szanse w następnych próbach o najwyższe stawki.

No to teraz popatrzmy jak w podobnych warunkach funkcjonuje sport zawodowy i jakie jego mechanizmy należałoby wprowadzić w nauce.

Po pierwsze, zapierające dech kontrakty dla najlepszych i sowite dla wystarczająco dobrych. Bo także w nauce tylko to przyciągnie naprawdę najzdolniejszych i skłoni do pracy w warunkach nieustannej konkurencji i ryzyka wypadnięcia za burtę.

Po drugie, handel zawodnikami i wielkie pieniądze za transfery z klubu do klubu – to dzięki temu warto będzie prowadzić studia magisterskie i doktoranckie, bo najlepszych absolwentów będzie można sprzedać za wielocyfrowe sumy. No i trzeba będzie dbać o najlepszych, bo inaczej nie przedłużą kontraktu i odejdą za darmo po jego zakończeniu.

Po trzecie, system „pay per view”, żeby wykłady najlepszych oglądali ci, którzy zapłacą, a uczeni mieli sowity procent od zysków generowanych przez ich wykład.

Decydenci od nauki nie mają się czego bać, kaście działaczy w sporcie zawodowym powodzi się świetnie i jeśli wejdą w jej rolę, to będą się nadal mieli jak pączki w maśle.

Już tylko szybciutko dorzucę inne hasła, które mi się ze sportem kojarzą i koniecznie powinny wejść do świata nauki: okienka transferowe, kontrakt reklamowy, menadżer, sponsor, złota liga.

Pani Minister, co Pani na to?

Jerzy Tyszkiewicz
Ilustracja  dreamiurg (Dmitry Guyvoronsky), Flickr (CC BY-NC-SA 2.0)

P.S. Pewnie pojawią się też faule, doping, itd., ale przecież zyski wielokrotnie przekroczą koszty. Nawet naukowi kibole mnie jakoś nie przerażają. Oprawa z flagami, chóralne śpiewy i race na wykładzie – to na pewno byłoby niezapomniane przeżycie.