Nobliści bez Nobla

Na zdjęciu – taki jest los tych, których ominął Nobel.

Każda prawie nagroda Nobla ma swoje sieroty.

W zeszłym tygodniu wręczono w Sztokholmie tegoroczne nagrody Nobla. Jak co roku wśród laureatów zabrakło kilku osób. Chodzi o tych, którzy przyczynili się w bardzo istotny sposób do dokonania nagrodzonych odkryć, a Nobla jednak nie dostały.

Nagrodę z dziedziny chemii otrzymali Osamu Shimomura, Martin Chalfie i Roger Tsien. Pierwszy zidentyfikował białko GFP. Drugi wymyślił, jak białko to można użyć do znakowania innych białek i wykonał po raz pierwszy taki eksperyment. Trzeci twórczo rozwinął pomysł Chalfiego i uzyskał całą paletę fluoryzujących białek, co pozwala dziś na śledzenie równocześnie wielu białek w pojedynczej komórce. Wśród laureatów zabrakło, bagatela, odkrywcy genu GFP.

Jest nim Douglas Prasher, który sklonował gen kodujący GFP w roku 1985. Przesłał DNA kodujące ten gen Chalfiemu na jego prośbę. Bez odkrycia Prashera Chalfie nie mógłby łączyć GFP z innymi genami i produkować świecących na zielono białek. A że Chalfie nie był specjalistą od klonowania genów meduzy, to z wielką pewnością można stwierdzić, że nie on byłby wykonawcą rewolucyjnego pomysłu.

W latach 90. Prasher nie dostał nowych kredytów na prowadzenie badań i rozstał się z zawodem naukowca. Dziś mieszka w Arkansas i pracuje jako szofer. Ma teraz nadzieję, że po nagrodzie Nobla za badania nad GFP jakieś laboratorium postanowi zatrudnić faceta, który odkrył najważniejszy element składowy technologicznej rewolucji w chemii i biologii przełomu XX I XXI wieku.

Drugim niedocenionym przez Komitet Noblowski naukowcem jest de facto równoprawny współodkrywca wirusa HIV (nie ma co do tego wątpliwości, co przyznają oboje nagrodzeni za odkrycie tego wirusa) – Jean-Claude Chermann. Co więcej, Chermann jest nie tylko współautorem publikacji w „Science” opisującej po raz pierwszy wirusa HIV, ale był wręcz szefem laboratorium, w którym dokonano odkrycia. Pominięcie go przez Komitet Noblowski jest tym bardziej dziwne, że Chermann nadal jest aktywnym naukowcem i ciągle prowadzi badania nad wirusem HIV. Nieoficjalnie powiedziano mu, że nagroda jeszcze przed nim – gdy wyprodukuje skuteczną szczepionkę przeciwko AIDS, nad czym obecnie rzeczywiście pracuje.

Przypadek Prashera i Chermanna nie jest wcale odosobniony. Każda prawie nagroda Nobla ma swoje sieroty. Przyczyną jest limit trzech laureatów. Dziś badania naukowe są domeną wieloosobowych zespołów i wymóg nieprzekraczania magicznej liczby 3 nagrodzonych w danej dziedzinie powoduje, iż systematycznie pomijane są osoby, których rola była wręcz decydująca w dokonaniu nagrodzonego odkrycia. Prestiż nagrody Nobla jest tak wielki, że ci, którzy jedynie o nią się otarli, jak Prasher i Chermann, mogą mówić o prawdziwej niesprawiedliwości.

Inny rodzaj noblowskich problemów to nagrody dla osób, którym to wyróżnienie wcale się nie należało. W roku 1926 Nobla dostał Duńczyk Johannes Andreas Fibiger za odkrycie bakterii Spiroptera carcinoma rzekomo wywołującej nowotwory. W rok później kolejna wpadka: nagroda dla Austriaka Juliusa Wagner-Jauregga za metodę leczenia kiły przy pomocy… zarażania pacjentów malarią – gorączka wywołana malarią miała łagodzić objawy późnej kiły. Ostatnią taką wpadką była nagroda, również medyczna, dla Portugalczyka Antonio Caetano de Abreu Freire Egas Moniza, który twierdził, że lobotomia może być przydatna w leczeniu pewnych psychoz.

Od czasu do czasu pojawiają się doniesienia jakoby również niektóre „współczesne” nagrody były przyznane zbyt pochopnie. Systematycznie próbuje się podważać prionową teorię choroby Creutzfeldta-Jakoba, za która w roku 1997 medyczną nagrodę Nobla dostał Stanley Prusiner. Ale jak do tej pory nie znaleziono lepszego wytłumaczenia tej choroby. Na dzień dzisiejszy nagroda ta w pełni Prusinerowi się należy.

Na liście uhonorowanych najważniejszą nagrodą naukową na świecie znajdują się więc zarówno nobliści bez Nobla, jak i anty-nobliści z Noblem. Liczba i jednych i drugich zapewne jeszcze się wydłuży.

Jacek Kubiak

Fot. Mosseby, Flickr (CC SA)