Słowa do zapomnienia

Ogród świątynny, jissoin

 

Biblioteka Śląska ogłosiła z okazji Międzynarodowego Dnia Języka Ojczystego (International Mother Language Day) konkurs na słowa, które chcielibyśmy zapomnieć.

Ostatecznie wyniki różniły się  nieco od listy, która była podstawą komentarza, trzy najbardziej nielubiane słowa to konkubina, wykon i zajebisty. Kilka dodatkowych słów warto poświęcić temu drugiemu; jest to słowo notowane przez SJPDor jako środowiskowe (z cytatem z „Trybuny Robotniczej”), do znaczenia ‘praca wykonana w jakimś przedziale czasu’ (tygodniowe wykony, większy wykon dzienny) doszło jeszcze nowe, ‘wykonanie utworu muzycznego’. Wyraz ten w obu znaczeniach jest dezaprobowany jako niepotrzebny dublet wykonania.

Idea przypomina nieco niemieckie Unwort des Jahres, antysłowo. W ostatnim roku Gutmensch, ‘dobry człowiek, poczciwina’. Jednak Niemcy nie chcą antysłów zapominać, raczej je po prostu dokumentują.

Konkurs BŚ był dwuetapowy, w pierwszym zgłaszane były propozycje antysłów, w drugim głosowano na słowa do zapomnienia. Zgłoszono aż 120 słów, niektóre w wariantach męskim i żeńskim (singiel, singielka, konkubina, konkubent). Aż połowy nie chce zapomnieć nikt. Całkowicie zrozumiałe jest, że brakowałoby nam zwłoki, bo choć retardacja wdzięczna, to jej krewnym nie jest czarujący czasownik zwłóczyć, a i życie literaturą nie jest. Zapomnieć nikt też nie chce o lenistwie, maślance i purchawce, co tłumaczy się samo przez się, gdy pomyśleć, jak antycypujemy grzybobraniowe dolce far niente w purchawkowym zagajniku, z salcesonem na kanapkach, maślanką w kance i bestsellerem do czytania.

Dobrze wypoczęty człowiek pełny jest zapału do działania i tym trzeba tłumaczyć, że nie chce zapomnieć o dyspozycyjności, kontrakcie, transakcji i procedowaniu, oraz kreatywnym progresie, który pomoże przełamać konwencję, sprężyć się i doprowadzi do powstania nowego, wspanialszego produktu. Ów zaś pomoże optymalnie wykorzystać siły i środki, a może nawet globalnie nas rozsławić dzięki specyficznemu działaniu. I choć jest to myślenie partykularne, to niesamowicie kuszące. Sukces u jednych wzbudzi zazdrość (szczególnie gdy prochowiec po wujku noszony do skafandra z turkusowego ortalionu opiszą polskie i zagraniczne edycje świąteczne znanego czasopisma modowego), inni zaczną małpować, tworząc (marne, rzecz jasna) podróbki,  jeszcze inni będą przekonywać, że to nic wyjątkowego i zamiast można użyć zamienników. Kumpela w pubie,  oderwana od pracy przy rozdzielaniu środków pomocowych, posłucha cierpliwie o  traumach człowieka sukcesu ponarzeka na mentalną komunę i doradzi rewitalizację cielesnej powłoki  w absolutnie spoko spa.

Wśród słów, które jednak ktoś chciałby zapomnieć, znajdują się tak oczywiste jak aplikant i aplikacja (wspomnienie z poszukiwania pracy), asertywność (cudza może być dotkliwa), projekt (szczególnie, gdy do oddania na przedwczoraj), seksizm czy świeżyna, oraz takie, które trudno zrozumieć: przegrzebek (cóż taka niewinna istota mogła zrobić?), spontan i franczyza (no, chyba że wypadkowa). Tylko podszeptom radykalnych faszionistów można przypisać niechęć do kalesonów i bolerka. Większą niż one (ale też sikać, zazębiaćsocjalizm, kał, OK, dewocjonalia, artefakt , totalnie oraz lunch)  niechęć budzą czasowniki: pierdzielić, ubogacać, przemyśliwać, upraszać i kumać, co można wytłumaczyć tym, że jeśli już trzeba przerwać plażing (dużo wyżej w hierarchii dozapomnianości, pewnie ze względu na świadomość szkodliwego działania promieni ultrafioletowych), to wszystko jedno dla jakiej czynności, no chyba że dla szopingu, o tym jednak chciałby zapomnieć niejeden, być może ze względu na skutki, jakie wywiera to na plastykowe, brzęczące i papierowe pieniążki w portfelu. Wzrostowi wiedzy o zdrowym żywieniu trzeba przypisać niechęć do wędliny. Nazw innych produktów żywnościowych  w niepamięć nikt nie odsyła.

To, co łączy większość słów zgłoszonych do zapomnienia), to przynależność do słownictwa częstego – czasem dlatego, że modnego lub nadużywanego (generalnie, masakra, mega, jakby), czasem dlatego, że związanego z bieżącą dyskusją polityczną  (lewak i być może zdrada), a czasem napiętnowanego jako „niepoprawne” (udanie analogiczny tacierzyński, ale też nieudany wykon i niezręczne witam) lub „niepotrzebne zapożyczenie” (manager, audyt, ewaluacja, fajter (fighter), briefing, dizajn (design), destynacja, dedykowany, hejt, sorry, czy event). Czasem trudno się oprzeć wrażeniu, że nie o słowa chodzi, ale o zjawiska lub skojarzenia  (jak w przypadku selfie, fejsa, lajków, ziomka, kamerowania, innowacji foci, dzidzi, blezerka czy psycholożki), a niekiedy — o inne poczucie humoru lub przynależność pokoleniową (kaman, lukać, nara, zajawka, sie ma),  a także inną wrażliwość na kolokwializmy i słowa wulgarne (jarać, rozpierdak, laska, walić).

Łatwo zrozumieć niechęć do oschłych, medycznych określeń narządów płciowych, takich jak srom, prącie czy członek (w tym ostatnim wypadku nie można też wykluczyć drugiego znaczenia, ‘osoba z jakiejś organizacji’), dosłowności biustonosza czy urzędowych konkubiny i konkubenta, potocznie nierzadko używanych z pogardliwością, podobnie zresztą jak pierwotnie eufemizujące singiel i singielka. Można też zrozumieć zmęczenie określeniem belfer.

Odesłanie w niepamięć poniedziałku wzmogłoby tylko niechęć do wtorku. Plwociny może nie są czymś przyjemnym, ale wypadałoby docenić ich fonetyczną bezkompromisowość, a z gumnem nie rozstałby się nikt, kto pamięta strofy Brzechwy: „Przy gumnie siedzi kuma i duma. Kum przyszedł: «nie siedź przy gumnie, przybliż się, kumo, ku mnie!». Dezabil odesłać w niepamięć może tylko chcieć ktoś, kto nie zna zmysłowej piosenki Juliette Greco, brawurowo śpiewanej dwadzieścia lat później również przez Mylène Farmer.

Słowem, które najwięcej osób zgłosiło jako to, które chciałoby zapomnieć (w chwili pisania tego komentarza), było zajebisty. To, czy jest to słowo wulgarne, było przedmiotem pytań do Rady Języka Polskiego, która jednoznacznie za takie je uznała (http://www.rjp.pan.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=331:zajebisty-&catid=44:porady-jzykowe&Itemid=58). Kariera tego przymiotnika zdumiewa, nawet jeśli za rzucanie mięsem uważa się słowa mocniejsze niż fi donc!.  Większość  użytkowników bowiem uznaje podstawę słowotwórczą (jebać, zajebać) za wulgarną. A. Bańkowski w „Słowniku etymologicznym” zwraca uwagę, że [słowo] reliktowe w gwarach, do tekstów literackich przed XX [w.] nie wpuszczane, przez leksykografów dawnych (XV-XVIII) pomijane”.

Magdalena Derwojedowa
Fotografia Wolfgang Michel, Ogród Świątyni Jissoin, This file is made available under the Creative Commons CC0 1.0 Universal Public Domain Dedication.