Rachu-ciachu i po strachu

GłowaTo blog szalonych naukowców. Ale to nie my wpadliśmy na pomysł transplantacji ludzkiej głowy. Pomysł niby rodem z horroru, ale według niektórych neurochirurgów najwcześniej możliwy do zrealizowania już w 2017 roku. Tylko po co?

Historia nauki zna przypadki przeprowadzania transplantacji głowy. W 1954 roku radziecki chirurg Vladimir Demikhov dokonał transplantacji głowy szczeniaka wraz z jego ramionami, płucami i łapami przednimi na grzbiet dorosłego psa. Przeszczepiony w częściach i połączony naczyniami krwionośnymi z biorcą pies pił wodę, a nawet ugryzł w palec jednego z pracowników laboratorium. Takich eksperymentów Demikhov przeprowadził przynajmniej dwadzieścia i wszystkie kończyły się rychłą śmiercią psów, na ogół w pierwszym tygodniu od operacji.

Dla ogółu Demikhov pozostał w najlepszym wypadku szalonym naukowcem, choć bywa określany również w nieco mniej wybredny sposób. Nie zmienia to jednak faktu, że miał on niewątpliwy wpływ na rozwój transplantologii – jako pierwszy na świecie przeprowadził chociażby transplantację płuc czy wątroby (wykorzystując zwierzęta). To on również ukuł termin „transplantologia”, a wydana przez niego w Europie Zachodniej monografia „Experimental transplantations of vital organs” przez długi czas pozostawała jedyną na świecie, która traktowała o przeszczepianiu organów. Christiaan Barnard, który w 1967 roku po raz pierwszy przeprowadził z powodzeniem transplantację serca ludzkiego, nie raz odwiedzał laboratorium Demikhova i publicznie nazywał go swoim nauczycielem.

Tyle o Demikhovie. Ale historia transplantacji głowy miała dalszy ciąg. W 1970 roku zespół amerykańskich chirurgów z Cleveland prowadzony przez Roberta White’a (zresztą inspirowanego pracami Demikhova) przeprowadził zabieg zamiany głów małpy. W miejsce starej – nowa. Niemożliwa do wykonania okazała się jednak fuzja z rdzeniem kręgowym biorcy. W rezultacie małpa nie była w stanie poruszać swoim ciałem, mogła jednak oddychać z pomocą aparatury. Sukces trwał niespełna 9 dni. Potem małpa zmarła z powodu odrzucenia nowej głowy przez system immunologiczny.

Podstawowym problemem transplantologii są właśnie odrzuty przeszczepionych organów przez układ odpornościowy biorcy. Podobnie jak w przypadku transfuzji krwi potrzebna jest wysoka zgodność antygenowa. Rozwój medycyny pozwolił w znaczący sposób poradzić sobie z tym problemem poprzez dopasowywanie biorcy i dawcy oraz stosowanie terapii immunosupresyjnej – pozwalającej czasowo zmniejszyć liczbę przeciwciał wydzielanych przez komórki układu odpornościowego. W przypadku ewentualnej transplantacji głowy drugim istotnym problemem pozostaje jednak połączenie rdzenia kręgowego dawcy i biorcy.

Profesor Sergio Canavero, włoski neurochirurg, członek Turyńskiej Grupy Zaawansowanej Neuromodulacji, twierdzi jednak, że obecna medycyna jest w stanie przezwyciężyć niemal wszystkie przeciwności losu i przewiduje, że przy odpowiednim zainteresowaniu środowiska chirurgicznego i firm medycznych pierwszą w historii medycyny transplantację ludzkiej głowy będzie można przeprowadzić już w 2017 roku.

Canavero nie jest fantastą. W tym roku na łamach „Surgical Neurology International” opisał przebieg proponowanej przez siebie procedury. Polegać ma ona wpierw na chłodzeniu przeszczepianej głowy i ciała dawcy, tak aby zwiększyć przeżywalność pozbawionych tlenu komórek, a następnie na przecięciu szyi i łączeniu naczyń krwionośnych przy pomocy sztucznych rurek. Dopiero wtedy przecięty ma zostać rdzeń kręgowy dawcy i biorcy, a ich fuzję wspomagać ma wielokrotne aplikowanie politlenku etylenu rozpuszczającego tłuszcze błon komórkowych. W ten sposób umożliwione ma być łączenie się komórek nerwowych. Etap ten, aby zakończyć się sukcesem, musiałby trwać przynajmniej kilka godzin.

Na końcu procedury łączono by ostatecznie naczynia krwionośne ze sobą i zszywano mięśnie. Po zabiegu pacjent musiałby być jednak utrzymywany w śpiączce przez okres około miesiąca na silnych lekach immunosupresyjnych. W tym czasie wszczepione elektrody stymulowałyby czynność elektryczną rdzenia kręgowego.

Opisana metoda ma być przetestowana wkrótce na zwierzętach przez zespół chińskiego chirurga Xiaoping Ren z Uniwersytetu Medycznego w Harbin. Ren znany jest z przeprowadzenia ponad tysiąca trwających ponad 10 godzin transplantacji głów myszy. Większość ze zwierząt po otrzymaniu nowej głowy była w stanie oddychać i pić wodę, ale żyła nie dłużej niż… kilka minut. Ren uważa jednak, że metoda zaproponowana przez Canavero może być kluczem do sukcesu i zapowiada przeprowadzanie transplantacji głowy nie tylko u gryzoni, ale także u makaków krabożernych. Canavaro chciałby pierwszą operację przeprowadzić w Chinach. Jej koszty szacowane są na bagatela… 11 milionów dolarów. Nie wiadomo, kto miałby być dawcą ciała…

Pewnie niejeden czytelnik zachodzi w głowę, pytając, jaki jest w ogóle sens, poza oczywiście niewątpliwą sławą (złą czy dobrą – kwestia odrębna), wykonywania takiej transplantacji? Według Canavero byłaby to szansa dla tych pacjentów, których mięśnie i nerwy uległy znacznej degeneracji czy np. których organy wewnętrzne niszczone są przerzutami raka. Otrzymanie nowego ciała byłoby więc być może sposobem na przedłużenie życia i poprawę jego jakości. Chętnych do wolontarialnego wzięcia udziału w pierwszych tego typu operacjach nie brakuje. Jednym z nich jest 30-letni Valery Spiridonov, cierpiący na charakteryzującą się zanikiem mięśni chorobę Werdniga-Hoffmana. Uzyskanie nowego, sprawnego ciała z pewnością umożliwiłoby mu zupełnie inną egzystencję. Trudno jednak przewidzieć, czy w ogóle przeżyłby taką operację i jakie byłyby jej skutki.

Czy świat jest w stanie zaakceptować transplantację ludzkiej głowy? Czy podejmowanie ryzyka śmierci w celu umożliwienia dalszego życia na poziomie niemożliwej wcześniej sprawności fizycznej jest do zaakceptowania? I czy to wciąż będzie ten sam człowiek – z własną głową, lecz obcym ciałem? Według niektórych bioetyków istota człowieka związana jest przede wszystkim z jego korą mózgową, a więc z mózgiem i głową. Poglądów w tym aspekcie w zależności od kultury czy wyznania jest jednak o wiele więcej.

Sam Canavero utrzymuje, że nie chce forsować procedury wbrew społecznej woli. Jest jednak optymistą jeśli chodzi o powodzenie zabiegu. Pomimo że nie został on przetestowany choćby na myszach czy małpach, szanse jej powodzenia u ludzi ocenia na 90 proc.

Historia zna osiągnięcia i „osiągnięcia” medycyny. Do której kategorii zaliczone zostałoby ewentualne powodzenie zabiegu transplantacji ludzkiej głowy? I czy w ogóle warto podejmować takie próby?

Piotr Rzymski
Ilustracja: kadr z filmu „Mózg, który nie może umrzeć” (1962), licencja CC BY-SA 2.0