Różnice kulturowe – laboratoryjna wieża Babel

Zainspirowana tekstem Jurka, postanowiłam również podzielić się własnym doświadczeniem dotyczącym trudności w porozumiewaniu się i pojmowaniu różnego rodzaju definicji między przedstawicielami różnych narodów czy grup kulturowych.

Otóż, postanowiliśmy z kolegą, pochodzącymi z południowego stanu Indii, zająć się razem pewnym naukowym projektem, leżącym w punkcie naszych wspólnych zainteresowań. Kolegę znam od ponad dziesięciu lat, poznaliśmy się w Europie, ale do tej pory jeszcze nie mieliśmy jeszcze okazji ze sobą współpracować na niwie naukowej. Pomysł wydawał się dobry. Znamy się tyle lat, kolega objeździł pół świata – pracował w Niemczech, Japonii, Tajlandii, USA; obeznany w zachodniej kulturze, wszystko powinno pójść dobrze…Błąd. Otóż okazało się bowiem, że mimo całego obeznania, kolega wciąż przechowuje w sobie inną definicję słowa „punktualność”. Nie powinno to nas dziwić, mówi się przecież, że w krajach południowych i w kulturze wschodu czas mierzy się nieco inaczej niż u nas. Minuty rozciągają się w godziny, godziny w dni, a dni w miesiące. Znane są mi z opowiadań historie o greckim jutrze – wszystko zrobi się jutro, o tureckim – zrobi się w przyszłym tygodniu czy też o arabskim południu, które często następuje wieczorem. Ale wracając do kolegi, wydawałoby się, że osoba, która już od ponad dwunastu lat jest poza krajem ojczystym powinna zrozumieć, że u nas czas liczy się mniej płynnie. Zazwyczaj godzina 12 oznacza dokładnie tą godzinę a nie na przykład 14 czy 15 itd. Niestety, jak okazało się w przypadku mojego kolegi, czasem różnice w pojmowaniu czasu są nie do pokonania, a dobrze zapowiadająca się współpraca stała się mało realna.

Przypadek ten jest przypadkiem dość szczególnym, gdyż poza tym jednym wyjątkiem komunikacyjnym, zazwyczaj porozumiewanie się idzie nam dobrze. Istnieją jednak inne przypadki nieporozumień na tle czysto językowym, gdzie nie uwarunkowania kulturowe, a sama specyfika języka jest głównym sprawcą nieporozumienia.

W polskim, podobnie jak i w wielu innych językach, odpowiedź na pytanie przeczące typu: „czy nie idziesz dziś na zajęcia?” albo „czy Bartka nie ma w domu?” zazwyczaj zaczyna się od potwierdzenia: „tak, nie idę dziś na zajęcia” czy „tak, Bartka nie ma w domu”. Jest to powszechnie przyjęta struktura odpowiedzi w języku polskim, która jednak nie sprawdza się w rozmowach w języku angielskim. Tam bowiem odpowiedź na te same pytanie zaczynałabym się negatywnie: „nie idziesz dziś na zajęcia?” – „nie, nie idę dziś na zajęcia”. W przypadku wymiany zdań między stronami, w której dla jednej ze stron język angielski nie jest językiem ojczystym, nieprawidłowe używanie ‚tak’ czy ‚nie’ często doprowadza do nieporozumień. W przypadku odpowiedzi całym zdaniem, nie ma to zbyt duże znaczenia, bo rozmówca może z kontekstu wywnioskować, o co chodzi, gdy jednak odpowiedź stanowi jedno słowo, może mieć to spore znacznie.  W podanym przykładzie: „czy nie mamy dziś testu z biologii?” w przypadku polskich rozmówców: tak – będzie oznaczać potwierdzenie, że rzeczywiście nie ma dziś testu z biologii, natomiast nie – będzie oznaczać, że test jednak jest; natomiast gdy o to samo zapytamy osobę angielskojęzyczną, ‚no’ będzie oznaczać, że testu nie mamy, a ‚yes’ będzie oznaczać, że jednak test mamy. Wydawać by się mogło, że taka drobna sprawa nie ma znaczenia, jednak jak wielokrotnie miałam okazję się przekonać, czasem różnica między ‚yes’ a ‚no’ może mieć kolosalne znaczenie np. przy wykonywaniu różnego rodzaju eksperymentów laboratoryjnych. Często takie właśnie drobnostki gubią zwłaszcza początkujących na arenie międzynarodowej naukowców.

Oto dwa przykłady z życia wzięte:

Rozmowa między polskim naukowcem (X) i indyjską badaczką (Y)

X: Shouldn’t we mix these reagents (nie powinniśmy wymieszać tych odczyników)?
Y: zniecierpliwiona: No.
X: OK.

X wraca do pracy, kontynuuje swój eksperyment bez odpowiedniego wymieszania składników; zostawia na noc do inkubacji; na drugi dzień widzi, że coś jest nie tak z eksperymentem. Idzie do Y. Y kręci głową i pyta czy dobrze wymieszał wszystkie odczynniki. X zdziwiony mówi, że nie, bo przecież wyraźnie powiedziała, żeby nie mieszać.

Inna rozmowa: amerykańska doktorantka (A) i czeski postdok (B)

A: So we don’t need to add more of this (x) (czyli nie musimy już dodawać więcej <substancji x>) ?
B: (bez namysłu) yes

A odchodzi, dodaje więcej substancji x, czeka na wyniki. Po jakimś czasie zdaje sobie sprawię, że jej eksperyment rozwija się inaczej niż ten prowadzony przez B. A idzie skonsultować się z B. B (lekko zdenerwowany) mówi podniesionym głosem, że przecież miała już więcej niczego nie dodawać?

Jak widać, czasem źle postawione ‚tak’ czy ‚nie’ robi dużą różnicę, co zresztą dostrzeżono już wcześniej i wprowadzono szereg wyrażeń, mających na celu ujednoznacznienie odpowiedzi. Zdarzały się bowiem sytuacje, gdy przez takie właśnie nieporozumienia życie ludzkie wisiało na włosku, jak opowiadała mi znajoma, kapitan Air Canada, organizująca ostatnio kursy językowe na terenie Azji Południowej dla przyszłych pilotów lotnictwa cywilnego.

Judyta Juranek

Ilustracja: Book of Hours, British Library, London, 1423; Domena Publiczna