Na zawsze nierozstrzygnięte

Pamiętam taką anegdotę, ale nie pamiętam kogo ona dotyczyła. Prawdopodobnie chodziło o Bertranda Russella. Otóż jakiś wydawca zaproponował mu napisanie popularnej książki do logiki, ale wprowadził pewne zastrzeżenie: za każdy wzór, który pojawi się w książce, honorarium spada o połowę.

Myśl ta co chwila mi się przypominała w trakcie lektury książki Raymonda Smullyana „Na zawsze nierozstrzygnięte” (R. Smullyan, Na zawsze nierozstrzygnięte. Zagadkowy przewodnik po twierdzeniach Gödla, Warszawa 2007). Trafiłem na nią w trakcie poszukiwań łamigłówek na zajęcia z dziećmi. Początek książki był obiecujący, zadania na logikę zdaniową były ciekawe. Ale im dalej w las tym ciemniej – coraz więcej wzorów, chociaż widać było, że autor jak może stara się unikać formalizacji, wprowadzając tylko to, co jest niezbędnym miniumum. Do tego doszły zadania, które wymagają mniejszego czy większego namysłu. W końcu zacząłem tylko śledzić tok wywodu autora, aby dokończyć lekturę, której celem jest prezentacja w zrozumiałej formie twierdzeń Godla o niesprzeczności. Wielość wzorów i formalizacji sprawia, że u anegdotycznego wydawcy Smullyan by nie zarobił.

No i tu dochodzimy do istotnej kwestii. Z jednej strony autor próbuje pisać językiem prostym i trudne zagadnienia sprowadzić do prostych i przystępnych, zrozumiałych dla przeciętnego czytelnika. Domyślam się, że dla kogoś, kto siedzi w logice treść tej pracy jest trywialna. Z drugiej strony jednak nie wyrobiony czytelnik, nie znający logiki formalnej, czy znający ją słabo, nie przegryzie się przez jej treść, w najlepszym wypadku robiąc to, co ja, czyli ominie zadania i dowody, wierząc w ich poprawność i śledząc tylko tok wywodu.

Można tę sytuację porównać do układania kostki rubika. Nauczenie kogoś układania nie jest zadaniem łatwym, ponieważ trzeba się pilnować, żeby nie powiedzieć za dużo i nie wystraszyć ucznia. W efekciem nie można mu pokazać ciekawszych rzeczy, ponieważ są zbyt skomplikowane. Z mojego doświadczenia wynika, że pierwsze ułożenie zajmuje od 30 minut do kilku godzin. Z kolei zrozumienie rzeczy trudniejszych wymaga czasu i zaangażowania, a w szczególności nauczenia się pewnych formalizacji, takich chociażby jak notacja. To jest bardzo podobne do sytuacji w logice, gdzie pewne rzeczy są zrozumiałe dla każdego, ale ich sformalizowanie i pokazanie ciekawszych zagadnień nieuchronnie prowadzi do treści, które wymagają czasu i wysiłku by je przyswoić.

Jeżeli więc zadać sobie pytanie, czy jest sens pisać takie książk, których celem jest popularyzacja dokonań różnych dyscyplin naukowych, to oczywiście moja odpowiedź jest twierdząca. Dużo ważniejsze  jest dla mnie pytania: jak je pisać?  Dziedzina w sumie nie ma znaczenia: czy to będą tutoriale do kostki rubika w różnych wersjach, czy podręczniki do logiki, czy historii filozofii, dużo ważniejsze jest „jak” niż „czy”. I z tej perspektywy Smullyan ponosi porażkę. Jego książka nie wciąga, mimo że merytorycznie jest poprawna.

Całe szczęście, przypomniałem sobie o opowieściach pochodzących spod pióra Zdzisława Nowaka o Hodży Nasreddinie. Czytałem je w czasach podstawówki, teraz wróciłem i znalazłem pozytywny wzorzec jak pisać ciekawie o logice. Niestety, autor od dawna nie żyje, nadto nie znał logiki jako dyscypliny naukowej i jej najnowszych dokonań. Ale pozostał wzorzec,jak pisać w popularny sposób o niepopularnych rzeczach. Takich wzroców jest zresztą więcej. W filozofii może nim być chociażby wspomniany Russell i jego „Mądrość Zachodu”, czy też rozprawy Leszka Kołakowskiego.

Grzegorz Pacewicz

Fotografia: Grzegorz Pacewicz