Fabryka postdoców

W nauce, podobnie jak w gospodarce rynkowej, obowiązują prawa podaży i popytu. Prawa te mają odniesienie nie tylko do zamówień na konkretne projekty badawcze, ale odnoszą się również do pracowników naukowych, czyli siły roboczej zdolnej do wykonywania konkretnych zadań naukowych, na które jest akurat zapotrzebowanie. W krajach zachodnich zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii podstawową siłą roboczą w naukowej machinie stanowią postdocy. Machinę tą, zwłaszcza z anglosaskiego punktu widzenia, można słusznie porównać do fabryki, tam bowiem projektuje się eksperymenty, generuje wyniki i prezentuje dobrze opakowane i zrecenzowane produkty finalne. Angielskojęzyczny, zwłaszcza amerykański, żargon naukowy przesiąknięty jest wielorakimi odniesieniami do świata handlu i biznesu, a pracownicy naukowi podobnie jak robotnicy fabryki oceniani są pod względem umiejętności, dokładności i szybkości dostarczania produktów finalnych.

Postdoc, jako podstawowa jednostka produkcyjna, znajduje się na najniższym szczeblu hierarchii wysokowykwalifikowanych pracowników naukowych, posiada bowiem odpowiednie umiejętności (potwierdzone doktoratem) do wykonywania specjalistycznych i wymagających szerokiej wiedzy zadań naukowych, brakuje mu jednak doświadczenia akademickiego i akademickiej sieci społecznej (podstawowego know-how), by mógł samodzielne kierować własnym laboratorium z punktu widzenia amerykańskiego czy brytyjskiego systemu naukowego.

Postdoc jak szczur laboratoryjny, z którym często się brata, nie ma zbyt wielu przywilejów, za to wiele obowiązków. W przeciwieństwie do pracowników technicznych (w amerykańskim systemie będą to osoby posiadające dyplom ukończenia czteroletnich studiów licencjackich lub sześcioletnich studiów magisterskich z danej dziedziny nauki np. biologii), postdoców nie chronią związki zawodowe, nie mają ustalonego czasu pracy ani nie obowiązują ich stawki godzinowe, przede wszystkim jednak nie maja stałego zatrudnienia i w odróżnieniu od pracowników technicznych bądź pracowników naukowych wyższego szczebla nie obowiązuje ich okres wypowiedzenia. Również pod względem naukowym status postdoca jest nieszczególny, kreatywność bowiem rzadko jest w cenie, a szansa realizacji projektu własnego autorstwa minimalna, zwłaszcza w dużych laboratoriach, gdzie przede wszystkim liczy się efektywność i szybkość.

Status postdoca, niegdyś uważany za kolejny szczebel w drodze do osiągnięcia pełnoetatowej kariery naukowej, obecnie stał się jedynie swoistym okresem przetrwalnikowym zarówno dla samych postdoców jak i zatrudniających ich PI (ang.principal investigator; kierownik projektu, zwykle jest to szef/szefowa całego labu). PI wie, że postdoc jest u niego/niej w labie tylko tymczasowo, nawet jeśli ta tymczasowość trwa 5-6 lat, stara się więc jak najmniej w takiego postdoca inwestować, a raczej jak najwięcej skorzystać z jego umiejętności. Z drugiej strony postdoc pozbawiony wsparcia ze strony swojego PI, często traci zapał i zainteresowanie danym mu do wykonania projektem i rozpoczyna się błędne koło. Tracą na tym obie zainteresowane strony, traci na tym również nauka…Niedokończone projekty lądują w szafach, materiały zalegają na półkach bądź w lodówkach czy zamrażarkach (zależnie od dziedziny), nieopublikowane dane zapełniają pamięć komputerów.

Znany jest mi przypadek laboratorium medycznego na prestiżowym amerykańskim uniwersytecie z tzw. Ligi bluszczowej gdzie w ciągu czterech lat po 6cio miesięcznym, rocznym bądź dwuletnim okresie pracy nie przedłużono kontraktu 19 postdocom, a kolejnych 18 postdoców zrezygnowało z pracy ze względu na trudną atmosferę i nieprzyjazne warunki pracy. Liczba ta stanowi ogromną stratę zarówno dla całej nauki jak i dla tego konkretnego laboratorium. Wyszkolenie początkującego postdoca w naukach medycznych i biologicznych zajmuje od 3 do 6 miesięcy; wykonanie projektu, zwłaszcza w przypadku pracy ze zwierzęcymi modelami ludzkich chorób, może zając od 3 do 5 lat, tak więc częsta wymiana pracowników skutecznie hamuje postęp w danej dziedzinie oraz blokuje rozpoczęcie kolejnych projektów. We wspomnianym laboratorium, zastosowano w końcu pewne środki dyscyplinarne wobec PI i nakazano bardziej skuteczną selekcję kandydatów, tak by uniknąć trwonienia środków i marnowania zasobów; nie jest to jednak przypadek odosobniony.

Corocznie z nauki odchodzi mnóstwo świetnych młodych naukowców, pozostawiając po sobie projekty i materiały, nigdy niewykorzystane. Podaż postdoców w stosunku do zapotrzebowania jest ogromna; wg. najnowszych badań jedynie około 25-30% postdoców znajdzie stałe zatrudnienie w nauce. Stres, ogromna frustracja oraz brak perspektyw powodują, że postdocy często zaczynają zaniedbywać swoje zadania, opuszczać się w obowiązkach, a niekiedy wchodzić w konflikty z przełożonymi ze szkodą zarówno dla siebie jak i nauki.

Jaki jest stąd wniosek dla krajów takich jak Polska, które nie wprowadziły systemu stażów podoktorskich? Być może trzeba się zastanowić się czy warto w ogóle taki system wprowadzać? W USA powoli zaczyna dominować trend odwrotny – mniej kontraktowych postdoców, a więcej stałych, dobrze wyszkolonych pracowników technicznych oraz świeżo upieczonych doktorów zainteresowanych dłuższą, kilkunastoletnią perspektywą pracy naukowej w konkretnej tematyce obowiązującej w danym laboratorium.

Judyta Juranek

PS. Zainteresowanych tematem odsyłam do opracowań:
1)Peter Einaudi, Ruth Heuer, and Patricia Green (2013). Counts of Postdoctoral Appointees in Science, Engineering, and Health Rise with Reporting Improvements National Center for Science and Engineering Statistics Other: http://www.nsf.gov/statistics/infbrief/nsf13334/nsf13334.pdf
2) http://www.timeshighereducation.co.uk/416341.article
No fixed address? THE Times Higher Education (Czerwiec 2011)

Fot. Autorka. Licencja CC BY-SA 3.0 PL

„Postdoc appreciation day”
Dzień postdoca w ośrodku medycznym jednego ze znanych amerykańskich uniwersytetów w Nowym Jorku. Na co dzień w ośrodku tym pracuje około 300 postdoców obsługujących 24 scentralizowane instytuty badawcze.