Wstyd!

Prof. dr hab. Jacek Rońda, profesor nadzwyczajny AGH, złożył w trakcie wywiadu dla TV Trwam oświadczenie (ta scena zaczyna się w chwili 7:00 filmu powyżej). Przyznał, że tuż przed katastrofą w Smoleńsku Tu-154M leciał na wyskokości wyraźnie niższej niż 100 metrów. Dobitnie przy tym oświadczył, że występując dużo wcześniej w programie red. Kraśki, kłamał /bluffował/grał twierdząc, że ma dokumenty potwierdzające, że samolot nie obniżył lotu poniżej 100 metrów.

Mam ogromny kłopot z interpretacją tej sytuacji.

Moja psychologiczna wyobraźnia nie ogarnia człowieka, który najpierw oświadcza, że posiada kluczowy dowód w niezmiernie ważnej sprawie, podważający wiele innych ustaleń, by po pewnym czasie spokojnie i z nutą zadowolenia z siebie publicznie zadeklarować, że z premedytacją kłamał w tej sprawie.

Zapewne interpretację dałoby się stworzyć, odrzucając jakieś fundamentalne założenia. Na przykład to, że dr hab. Rońda ma instynkt samozachowawczy. Albo, że zdaje sobie sprawę z sensu swoich słów.

W pierwszym przypadku mielibyśmy do czynienia z szahidem, który wdarł się podstępem do zespołu ekspertów posła Macierewicza, niosąc na swoim własnym ciele bombę, by ją później zdetonować, zabijając siebie i niszcząc wiarygodność wszystkiego, co ten zespół wytworzył.

Jednak uczony z AGH na filmie nie wygląda na szahida, więcej, nie wygląda na człowieka, który zdaje sobie sprawę, że detonuje bombę. Już po wszystkim zachowuje się jak ktoś, kto nawet nie zauważył, że coś wybuchło mu w rękach.

W pierwszej chwili, gdy sprawa wywiadu wyszła na jaw, zastanawiałem się rozemocjonowany, co z nim zrobić: sąd, komisja dyscyplinarna, nie podawać ręki. Jak się mają zachować studenci, który uczy, których będzie egzaminował?

Jednak teraz mam wątpliwości. Siła odstraszająca działań karnych, formalnych i nieformalnych, działa zazwyczaj w oparciu o instynkt samozachowawczy potencjalnych sprawców oraz domniemanie, że rozumieją oni znaczenie swoich czynów i są w stanie nimi kierować. I dlatego czuję się tu bezradny, tak jak w sytuacji samozwańczego profesora Noaha Rosenkranza, o którym pisał Jacek Kubiak. Po prostu ręce opadają.

Z drugiej strony, coś chcę zrobić, żeby nie powstało wrażenie, że też nie zauważyłem tego wybuchu albo mnie to nie obchodzi. Poniższe słowa adresuję więc do prof. dr. hab. Jacka Rońdy:

Wstyd, Panie Profesorze!

Jerzy Tyszkiewicz