Feniks z popiołów huty

Nie wdając się w dyskusje społeczno-polityczne, czy to zjawisko pozytywne, czy negatywne – w Europie zamyka się wiele działających przez sto-dwieście lat zakładów. W ich miejscu powstaje luka. Wypełniana jest ona albo spontanicznie i bezładnie, albo z planem. Jednym z mniej daleko idących przekształceń jest organizacja loftów – obiektów takiej czy innej użyteczności w starych murach. Często jednak zakład jest równany z ziemią i wkraczają nań deweloperzy budujący zupełnie nowe budynki. Co jednak, gdy po zrównaniu z ziemią pozostaje nie dogodna działka budowlana, lecz warstwa zanieczyszczonego gruntu?

Przed takim problemem stanęli zarządzający terenem po byłej hucie Tyssena-Kruppa w Dortmundzie. Wyposażenie huty skrupulatnie oznakowano i wywieziono do Chin, gdzie je na powrót złożono. Budowle wyburzono. Jednak huta przez swoje życie nie tylko zanieczyszczała powietrze Zagłębia Ruhry i rzekę Emscher, ale również i glebę pod sobą. Kominy znikły, woda jako tako się oczyszcza, ale ziemi tak łatwo zrekultywować się nie da. Trzeba ją było po prostu wykopać i wywieźć.

Co dalej? Gdyby robił to deweloper, pewnie wywiózłby ziemię zanieczyszczoną, nawiózł czystej i zniwelował pod zabudowę. A pewnie kopałby dalej na podziemne kondygnacje. Jednak rekultywacją terenu zajęła się agencja środowiskowa, zatrudniając do tego ekologów (naukowców). Uznano, że Dortmundowi i Zagłębiu Ruhry nie trzeba nowej działki budowlanej, za to skoro już ma się wykopać w ziemi dziurę, to można z niej zrobić jezioro. W ten sposób z popiołów huty powstało jezioro Feniks.

Gdyby do tego zabrali się hydrotechnicy, najpewniej zrobiliby tak jak wszędzie. Na rzece postawiliby tamę i misę nowego zbiornika wypełniliby zatrzymaną tak wodą. Po paru latach rzeka naniosłaby biogenów i zaczęłyby się zakwity glonowe. Osady w ciągu kilku lat wypełniłyby misę i trzeba byłoby zabiegów rewitalizujących. Znamy to z wielu zalewów miejskich – projektowanych jako wspaniałe miejsca do rekreacji, wędkowania i retencji, a funkcjonujące jako niezbyt przyjemnie pachnące sadzawki.

Jednak zabrali się za to hydrobiolodzy. Phoenix See nie ma połączenia z rzeką – wypełniło się wodą gruntową i opadową. Czasem jest jej wręcz za dużo, ale jezioro, choć nie ma dopływu, ma odpływ. Dzięki temu bogata w fosfor z leżących wyżej pól woda rzeczna nie przynosi go. Jednak przy tak płytkim (3 m) jeziorze objętość wody jest tak mała, że nawet opad fosforu z powietrza szybko by je uczynił świetnym do zakwitów. Dlatego woda jeziora przepompowywana jest przez specjalną oczyszczalnię, odrębną od komunalnej. Pozwala to na stosowanie metod usuwania fosforu bez użycia chlorków. Metoda z chlorkami jest stosowana w oczyszczaniu ścieków rutynowo, ale gleby w Zagłębiu Ruhry są bogate w siarczany i dalsze dodawanie soli nie jest pożądane.

Jak kiedyś pisałem, płytkie jeziora są zwykle w jednym ze stanów – z makrofitami i przejrzystą wodą albo z fitoplanktonem i wodą mętną. (Obecnie zwykle są w tym drugim stanie, także dlatego, że tzw. utrzymywanie wód często polega na usuwaniu makrofitów.) Co zrozumiałe, stan makrofitowy jest bardziej pożądany, więc nasadzono ramienice (dlaczego akurat je, to temat na inny wpis), choć pojawiły się już kolejne rośliny. Na razie nie ma ryb, nie licząc wpuszczanych nielegalnie przez akwarystów, ale niedługo zostaną wpuszczone gatunki wędkarskie. Dopuszczono żeglowanie, ale uznano, że w sytuacji, gdy w liczącym miliony mieszkańców regionie, jest to jedyne jezioro, pozwolenie na kąpiele byłoby równoznaczne z błyskawiczną degradacją. Połączenia z rzeką nie ma, jednak przepływa ona tak blisko, że w razie powodzi misa jeziora stanie się zbiornikiem retencjonującym.

Miasto Dortmund nie bierze bezpośrednio udziału w tym przedsięwzięciu, ale już czerpie z niego korzyści. Wokół nowego jeziora powstają nowe budynki, w których czynsz odzwierciedla jego atrakcyjność. W okolice po byłej hucie przenoszą się najbogatsi dortmundczycy z piłkarzami Borussii na czele. Podobne zjawisko powstawania dzielnic bogactwa na obszarach poindustrialnych zauważono już w innych miastach (np. na obszarze po stoczni w Oslo). To już jednak domena badań nie hydrobiologów, tylko socjologów.

Piotr Panek

Fot. Piotr Panek, licencja CC-BY (uznanie autorstwa)