Inaczej mówiąc

Zauważyłem już dawno temu, że z grubsza można podzielić filozofię na dwa nurty: akademicki oraz literacki. Sam podział jest prosty jak budowa cepa i przebiega według nieco niejasnego kryterium sposobu i miejsca uprawiania filozofii. Filozofia akademicka uprawiana jest w pismach i książkach o charakterze naukowym, z całym charakterystycznym dlań wyposażeniem. Filozofia literacka uprawiana jest w różnych dziełach literatury.

Jak każdy podział dychotomiczny i ten można łatwo zaatakować, wykazując jego niedostatki. Ot, chociażby tacy filozofowie jak H. Bergson, B. Russell mimo, że byli zatrudnieni na etatach akademickich, otrzymali swoje wyróżnienia za osiągnięcia w dziedzinie literatury. Niekoniecznie więc musi być tak, że filozofia akademicka jest oderwana od literatury. W ten sposób można wykazać, że podział ten nie spełnia zasady rozłączności i w efekcie w świetle reguł logicznych jest błędny.

Nie twierdzę przy tym, że każda literatura ma warstwę filozoficzną. Oczywiście nie każda i nie zawsze. Ale są takie dzieła, które ważkie treści filozoficzne wyrażają.

Mimo to zostawiłbym ten podział, ponieważ pokazuje on c różnicę w filozofowaniu. Chodzi mi o to, że literacka filozofia nie zawsze jest poważnie traktowana przez filozofów akademickich. W wielu dziełach literatury mamy do czynienia z opisywaniem trudnych problemów filozoficznych. Dialogi Platona mogą być tutaj pierwszym przykładem. Ale nie jest to do końca dobry przykład, bo Platon to jednak filozof. Weźmy więc innych. Czy F. Dostojewskiego ktoś określa jako filozofa? Czy zagadnienia filozoficzne poruszane przez niego są przedmiotem wykładów o charakterze filozoficznym, a nie literackim? Ja się z czymś takim nie spotkałem, i jeśli jest coś takiego, chętnie się dowiem. Rzeczy takie są raczej domeną krytyków literatury, niż filozofów akademickich. Czy przez to są oni mniej filozoficzni? A może w ogóle nie są filozoficzni?

Czytam właśnie, że Marek S. Huberath – pisarz ceniony w kręgu SF – wydał nową powieść. Na różnych portalach, w związku z nową jego książką można znaleźć takie jego stwierdzenie:

„Staram się pisać książki złożone z kilku poziomów. Przede wszystkim powieść ma mieć bohaterów z krwi i kości, akcję, która wciągnie czytelnika. Natomiast wyższe poziomy, dotyczące filozofii czy nauki, która jest za tym ukryta, są dla tych czytelników, którzy chcą się tego w książce doszukiwać.”

Zastanawiam się, czy tzw. filozofowie akademiccy zajmą się poważniej powieścią Huberatha, czy też nie i po prostu wzruszą ramionami?

Na koniec spróbuję od nieco innej strony naświetlić ten problem. Jerzy Tyszkiewicz niedawno napisał, że w logice interesuje go to, co da się powiedzieć w danym języku. Literatura to dość szerokie pojęcie, weźmy więc z niej poezję. Po co jest potrzebna poezja? Co takiego jest w tym języku, co umożliwia wypowiedzenie treści niewysławialnych inaczej? A może język ten nie nadaje się do niczego i jest zbędny, a poezja jedynie rozrywką, bez szans na powiedzenie czegoś więcej. I czy podobnie można potraktować literaturę w ogóle?

Grzegorz Pacewicz

Foto: Grzegorz Pacewicz