Język giętki

?Can ihr imaginarse świat waar all Sprachen son zupełnie gemengd? Nie, to nie jest błąd algorytmu Google Translate, ani tym bardziej jeden z objawów opętania, przy którym – jak chcą scenarzyści filmów z serii „Egzorcyzmy…” – mówi się wieloma językami na raz. To tylko przejaskrawienie tego, co spotyka nas samych, gdy brakuje nam słów…

Znana skądinąd akcja testowania znajomości angielskiego wśród pracowników kolei przed Euro 2012 dostarczyła milionom internautów nie lada zabawy. „Noł rozkład for czerwiec” wyjąkane zza szyby to sztandarowy przykład ogólnonarodowej (niepełno)sprawności w posługiwaniu się językami obcymi. Chociaż, może jednak nie jest aż tak źle? Każdy przecież coś tam potrafi powiedzieć, a to po niemiecku, a to (częściej) po rosyjsku, a to znowu po angielsku, czy (dzięki telenowelom) po hiszpańsku. A gdyby tak móc połączyć te zasłyszane skrawki, dorzucić do tego trochę powszechnie zrozumiałych gestów i wyrazów dźwiękonaśladowczych i w ten oto zmyślny sposób porozumiewać się z obcokrajowcami? Żart? Niekoniecznie.

Ktoś już na ten pomysł wpadł i – co więcej – potraktował go całkiem serio. Tym kimś był Diego Marani, włoski dziennikarz, pisarz i tłumacz, który w 1996 roku „stworzył” europanto (nie mylić z esperanto!) – sztuczny język, którego jedyną regułą jest brak jakichkolwiek reguł. Marani doszedł do wniosku, że skoro każdy język ma tendencję do zapożyczania słów i zwrotów z innych języków – zwłaszcza jeśli chodzi o mowę potoczną – a tak wiele wyrazów w różnych językach indoeuropejskich posiada wspólne korzenie, równie dobrze można by mieszać języki wedle własnego uznania, bazując na ich wybiórczej znajomości. Policzek dla poligloty…

Marani bynajmniej nie nawołuje do totalnej językowej anarchii. Sugeruje, by tworzyć warianty europanto w obrębie grup językowych z rodziny języków indoeuropejskich – rozmawiając ze sobą, Niemiec i Szwed mieliby bazować wyłącznie na językach germańskich, Włoch i Hiszpan na romańskich, Polak i Bułgar na słowiańskich itd. Nie jest to jednak nowy pomysł. W połowie lat 90. rozpoczęto pracę nad językiem folkspraak, który mieliby rozumieć wszyscy użytkownicy języków germańskich. Twórcy nie ograniczyli się do uniwersalnego języka, ale opracowali kilka jego dialektów, co – paradoksalnie – w pewnym sensie przeczy podstawowej idei folkspraak. Jego słowiańskim odpowiednikiem jest rozwijany od kilku lat slovianski. Największym wyzwaniem przy jego tworzeniu było funkcjonowanie w językach słowiańskich dwóch alfabetów: łacińskiego i cyrylicy, która posiada w dodatku dwie główne odmiany – rosyjską i serbską – nie licząc odmian pomniejszych). Koniec końców, opracowano kilka różnych ortografii. I gdzie tu miejsce na „panslawizm” Wersja dla języków romańskich to powstała ponad 60 lat temu interlingua. Do tworzenia jej słownika posłużyło pięć języków: francuski, włoski, hiszpański, portugalski oraz – co trochę zaburza proporcje – angielski. Dobierano słowa, które powtarzały się w największej liczbie z nich. Takie przykłady lingwistycznych utopii można by mnożyć w nieskończoność, choć nikt – poza garstką zapaleńców – nie traktuje ich przecież serio.

Zamenhof, kiedy tworzył w drugiej połowie XIX wieku esperanto, chciał dać światu uniwersalny, neutralny i międzynarodowy język, którego łatwo można by się nauczyć. Skończyło się na co prawda świetnie zorganizowanym i ciągle rosnącym w siłę, ale nadal dość ekskluzywnym gronie użytkowników. Marani ma to szczęście, że urodził się dokładnie sto lat po Zamenhofie. Swego czasu regularnie występował w telewizji, udało mu się też wydać wiele książek, z których najsłynniejszą jest powieść „Las adventuras des Inspector Cabillot” napisana w europanto (sic!). Autor osadził akcję w zjednoczonej Europie, której wspólnego języka można się łatwo domyślić. Nieocenionym atutem marketingowym książki jest fakt, że nie trzeba (a może nie wolno lub też nie da się?) jej przetłumaczyć.

Nie zastosowałem się do sugestii Maraniego i na wstępie połączyłem w jednym zdaniu aż pięć języków, w dodatku z trzech różnych grup. Trudno, kto zrozumiał, odpowie (sobie) na zadane pytanie. Przyjemnie jest móc stwierdzić, że to, co wychodzi z naszych ust to nie bełkot, tylko eksperyment językowy o międzynarodowym zasięgu…

Jacek Golicz

Fot. aaronernestoortizlopez, Flickr (CC BY-NC 2.0)