Czekając na Kjeldahla

Czasem w trakcie badań trzeba zmarnować trochę czasu, czekając aż zakończy się jakaś procedura. Przykładowo, w metodzie Kjeldahla trzeba przeczekać destylację. Kiedyś w takim czasie bezczynności przeczytałem „Pisma prozą” Becketta i zrobiłem małą analizę przedstawionego  nich świata. Ostatnio odkryłem ją na nowo i pomyślałem, że pokażę ją też tutaj. Dzisiejszy wpis zatem będzie raczej nietypowy.

Ten tekst jest nie tyle analizą tekstów Becketta, ile syntezą ich oraz tekstów Tomasza Budzyńskiego, głównie (choć nie wyłącznie) zebranych na Triodante. Triodante to płyta zespołu Armia, której Budzyński jest liderem, przy której tworzeniu inspirował się Dantem (stąd tytuł) i właśnie Beckettem. Cytaty z Becketta zaznaczyłem kursywą, a z tekstów Armii – wytłuszczeniem.

Skróty pokazują, skąd wzięte są cytaty:

Samuel Beckett Pisma prozą
przekład: Antoni Libera
Czytelnik, Warszawa 1982

Zbiór Niewypały (Foirades/Fizzles)
ZGIB – Z gołą głową i boso
WDP – W dali ptak
PSPU – Poddałem się przed urodzeniem
HZPN – Horn zawsze przychodził nocą
SZ – Stara ziemia
MZ – Miejsce zamknięte

B – Bez (Sans/Lessness)
NZRJ – Na zakończenie raz jeszcze (Pour finir encore/For To End Yet Again)
D – Dzyń (Bing/Ping)
WMWS – Wyobraźnia martwa wyobraźcie sobie (Imagination morte imaginez/Imagination Dead Imagine)
N – Nieruchomo (Still/Immobile)
W – Wyludniacz (Le dépeupleur/The Lost Ones)
ZZD – Z zarzuconego dzieła (From an Abandoned Work/D’un ouvrage abandonné)

***

Samuel Beckett pisał dziwne teksty. Pełne tajemniczych obrazów. Pełne wieloznacznych skojarzeń. Często ich treść jest bardziej obrazem, opisem stanu, opisem wyrwanej z całości chwili niż typową fabułą. Treść wyrażona jest nie tyle jako ciąg zdań wynikających z siebie, ile jako ciąg metafor. Nierzadko powtarzających się. To sprawia, że choć są one prozą, treścią bardziej przypominają wiersze czy wręcz obrazy. Zatem coś takiego mogło trafić idealnie do stylu Tomka Budzyńskiego, który bardziej niż poetą jest malarzem.

Triodante jest konceptem eschatologicznym. To Dantejska wędrówka przez Piekło, Czyściec i Raj. Taki koncept można opisać na wiele sposobów i przy pomocy wielu obrazów. Budzyński w dużej mierze posłużył się do tego słownymi obrazami zaczerpniętymi z Becketta. Kilka tekstów jest po prostu swoistym wyciągiem z jego opowiadań. Cały tekst (od tytułu poczynając) armijnego „Wyludniacza”, to streszczenie „Wyludniacza” Beckettowego dokonane przy użyciu cytatów. Podobnie cały tekst „Nieruchomo” jest zbudowany z cytatów z dwóch bliźniaczych opowiadań: „W dali ptak” i „Poddałem się przed urodzeniem” (natomiast sam tytuł jest tytułem innego opowiadania, które z kolei nie jest bezpośrednio cytowane na Triodante). Z Becketta (za pośrednictwem Antoniego Libery) wzięty jest też tytuł „Dzyń”.

Jednak bezpośrednie cytaty to tylko część wpływu Becketta na wygląd Triodante. Nie mniej istotny jest klimat i skojarzenia z Becketta przeniesione do tekstów Toma.

Teksty Becketta mają swoje tempo. Czytając je po raz pierwszy zwykle nie byłem w stanie czytać w tempie dowolnym. Jedne opowiadania biegną, narzucając to czytelnikowi, inne z kolei mają rytm niepozwalający na przyspieszenie. Coś takiego jest naturalną cechą tekstów piosenek. Jedne piosenki na Triodante biegną (np. Dzyń), inne mają jednostajne tempo (Nieruchomo, Piosenka Liczb).

Świat Becketta jest często monochromatyczny. Najczęściej trwa mrok:
ZGIB – Czy oczy, tak długo obcujące z ciemnością zaczynają coś widzieć? Nie, […] nic nie widać
WDP – ja nie ujrzałem dnia
B – Bez dźwięku bez ruchu popielatoszare niebo odbijające ziemię odbijającą niebo. […] Złudzeniem światło zawsze było tylko szare powietrze bez czasu bez dźwięku. […] Powoli czerń z ruinami prawdziwe schronienie cztery ściany wywrócone w tył bez dźwięku.
NZRJ – Więc czaszka, na zakończenie raz jeszcze, sama wśród czerni, w pustce, bez szyi ani twarzy, samo pudełko, ostatnie miejsce, wśród czerni, w pustce. […] Niebo szare, bezchmurne, ocean pyłu bez zmarszczki, złudny bezkres bez końca, powietrze piekielne, ani tchnienia.
A więc – tu trwa jedynie szary zmierzch, stojąc w mroku.
Ale czasem jest wręcz przeciwnie – czasem jest bezkres i biel.
D – Wszystko znane wszystko białe nagie białe ciało metr nogi złączone jakby zszyte. Światło ciepło biała ziemia metr kwadratowy nigdy nie widziany. Ściany białe metr na dwa sufit biały metr kwadratowy nigdy nie widziany. […] Ślady bezładne bladoszaro prawie biało na białym. […] Tylko oczy ledwie bladoniebiesko prawie biało.
Często zaś jest cykl ciemność-jasność.
WMWS – Aż wreszcie biała rotunda na białym. […] Żadnego widocznego źródła światła, wszystko rozświetlone jednakowym białym blaskiem, podstawa, sklepienie, ciała, żadnego cienia. […] Pustka, cisza, gorąco, biel, poczekaj, światło przygasa, wszystko naraz ciemnieje, podstawa, ściana, sklepienie, ciała, przez jakieś 20 sekund, wszystko szare, światło gaśnie, wszystko znika. […] Poczekaj, prędzej czy później światło i ciepło wracają, podstawa, ściana, sklepienie, ciała bieleją i nagrzewają się naraz, przez jakieś 20 sekund, wszystko szare, aż osiągają stan poprzedni, gdy zaczęło się spadanie. Tekst ten jest przygrywką do większego dzieła, czyli „Wyludniacza”. W „Wyludniaczu” zaś pulsowanie światła i temperatury jest opisane szerzej – wszechobecne pulsujące światło odgrywa tam istotną rolę.

W innych tekstach też często ciemność jest przerywana.
HZPN – Przyjmowałem go w ciemności. […] Zaglądał do swoich notatek w świetle latarki elektrycznej. Potem gasił ją i mówił w ciemności. Światło cisza, ciemność słowo.
MZ – Wznoszą się w czarnym powietrzu wieże bladego światła.
NZRJ – Miejsce z resztkami, gdzie raz błysnąwszy wśród czerni, błyśnie się czasem jakaś resztka.
N – Jasno, nareszcie kres ciemnego dnia, słońce świeci nareszcie i zachodzi.
Generalnie więc raczej trwa ciemność, i co najwyżej światło świeci w ciemności, przy czym zwykle to światło nigdy nie jest tym. Światło to, a zwłaszcza jego pulsowanie może być wręcz źródłem udręki: W – Nic nie przeszkadza twierdzić, że do takich warunków oko przywyka w końcu dostosowując się do nich, tyle że skutek tego jest raczej całkiem odwrotny, to znaczy, że wzrok się psuje wyniszczany powoli przez to mroczne żarzenie i przez stały wysiłek, nieodmiennie daremny, który przyprawia także o duchowe cierpienie, co jest nie bez znaczenia.

Pulsowanie światła i temperatury to tylko jeden z elementów świata Becketta, który jest z inżynierską precyzją (ale i z marginesem tolerancji) ustalony:
W – Jest to wnętrze płaskiego walca o obwodzie pięćdziesięciu metrów i szesnastu metrów wysokości, żeby była harmonia.
WMWS – Dwie średnice AB i CD przecinając się pod kątem prostym dzielą białą podstawę na dwa półkola ACB i BDA.
MZ – Miejsce złożone z kręgu i rowu. Między nimi ciągnie się ścieżka. […] Dno podzielone na pola. Pola ciemne i jasne.
W tym ustalonym świecie często trwa wędrówka. Wędrówka trasą narzuconą przez jakieś uwarunkowania. ZZD – Nie żebym zbaczał z drogi, aby uniknąć czegoś takiego, jeśliby się nawet dawało, nie, po prostu w ogóle nie ma mowy, bym zboczył ze swojej drogi, choć nigdy w życiu nie byłem w drodze dokądś, tylko w drodze po prostu. I szedłem tą drogą, podrapany do krwi, przez gęste zarośla, wchłaniające bagna, a także przez wody, a nawet przez morze, jeśli się akurat nadarzyło, i musiałem zbaczać z kursu albo się cofać, żeby nie utonąć. Nierzadko po linii zamkniętej, zatem nie jest zaskakujące, że wychodzi figura geometryczna jak w „Piosence liczb”. Wędrówka w zmęczeniu sił, w przypływach burz […] po śladach krwi, do Twoich ran, przy czym to narzucone tempo i ten narzucony tor sprawia, że idący nie kierują nią, gdyż są krokami Twoich stóp. ZGIB – To zresztą mało ważne, skoro jest na dobrej drodze, a jest na niej an pewno, bo innych dróg nie ma, chyba że je minął, jedną po drugiej, nie zauważywszy.

Taka wędrówka okazuje się często wędrówką bez początku i końca. Świat Becketta trwa nie wiadomo kiedy i jest prawie niezmienny – porami roku nie obraca czas. Nie wiadomo, skąd się w nim wzięło, Budzyński pisze „tu mnie wrzucono pewnego dnia„, ale stan umysłu jego mieszkańców jest taki, że nawet niespecjalnie wzbudza to ciekawość. Po prostu jest się w tym świecie i się w nim trwa – ruchomo lub nieruchomo. Bez wspomnień z czasu wcześniejszego i bez specjalnych planów na przyszłość. Bez oczekiwań. Chociaż, W – Od niepamiętnych czasów krąży pogłoska albo, lepiej, utrzymuje się idea, że istnieje wyjście. […] Według jednych nie może to być nic innego, jak tylko tajemne przejście, biorące swój początek w jednym z tuneli i prowadzące, jak powiada poeta, ku schronom natury. Drugim marzy się właz ukryty w środku sufitu, otwierający drogę do komina, przez który miałyby jeszcze świecić słońce i inne gwiazdy. Jakaś wizja końca tej wędrówki się pojawia w pytaniu ZGIB – Gdzie zatem czeka go życie, powyżej punktu wyjścia, a raczej punktu, gdy zdał sobie nagle sprawę, że wyruszył w tę drogę, czy też poniżej?

Z jednej więc strony upływ czasu jest niezbyt istotny, bo i początek i koniec zdają się tak odległe, że nierealne – W koniec nie do pomyślenia. MZ – Z ziemskiego czasu korzystać niechętnie. Z drugiej jednak jest jakiś rytm. Rytm światła i temperatury. Rytm ten może być nieregularny, jak np. słyszalne od czasu do czasu w D dzyń lub hop, jak w ZGIB Wielka kropla, która spada z bardzo wysoka i rozpryskuje się, twarda masa, która odrywa się nagle ze swego miejsca i roztrzaskuje się w drobne kawałki, staczające się lawinami. Czas spadł dzyń. Czas i przestrzeń są bardziej ze sobą złączone i jednolite niż normalnej ludzkiej percepcji – bezkres i biel – dawno skołował czas. Jest to podobne do rzeczywistości pozaziemskich.

Mieszkańcy świata Becketta są odarci ze wszystkiego – jak mieszkańcy zaświatów. ZGIB – Z gołą głową i boso, ubrany jest w ciasny trykot i za krótkie spodnie, dowiedział się tego od rąk i stóp[…] Murphy miał nogi pierwsza klasa. Głowa wciąż raczej słaba, to potrzebuje czasu, aby dojść do siebie. […] Wyposażenie ubogie, lecz dobrze wyważone. Serce? W porządku. […] Reszta w porządku. Więcej nie trzeba. W – Wpływ takiego klimatu na skórę. Staje się ona jak pergamin. Ciała ocierają się o siebie z szelestem zeschniętych liści.

Triodante jest osadzone w perspektywie eschatologicznej. Nie sposób więc uniknąć skojarzeń świata Becketta z zaświatami. Ogólne skojarzenie jest piekielne. W – W pierwszej chwili w półmroku uderza wrażenie wszechobecnej żółtości, by z powodu skojarzeń nie mówić o siarce. Osoby istniejące w tym świecie szukają z niego wyjścia, ale jest ono poza ich zasięgiem. Ten świat to W – Siedziba błądzących ciał, z których każde szuka swego wyludniacza. Dostatecznie obszerna, by szukanie było daremne. Dostatecznie ograniczona, by daremna była ucieczka. Samo istnienie wyjścia jest niepewne. Jeśli jest, to tam, gdzie nie można dotrzeć – D – Sufit biały promieniejący metr kwadratowy nigdy nie widziany dzyń może tędy wyjście sekunda dzyń cisza. A więc wyjście, ratunek, zbawienie to coś, o czym Budzyński może napisać  „nigdy nie widziałem„. Wędrówka lub nieruchome trwanie ma swój czas nie tylko do końca życia, ale i do końca śmierci. Chociaż z jednej z wersji świata Becketta wyjście chyba jest i za nim zacznie się prawdziwe życie – ZGIB – Gdzie zatem czeka go życie, powyżej punktu wyjścia, a raczej punktu, gdy zdał sobie nagle sprawę, że wyruszył w tę drogę, czy też poniżej? Co więcej ? to ma być nowe życie, a bohaterowi czasem [...]pamięć powraca i prowadzi go, jeśli zechce, daleko wstecz, aż do chwili, za którą nie ma już nic, kiedy był już stary, to znaczy blisko śmierci, i wiedział nie pamiętając, że żył, czym są starość i śmierć[…]. To byłby więc czyściec.

Mieszkańcy tego świata są zrezygnowani, odarci nie tylko z nadmiaru materialności, ale i z pełni człowieczeństwa. Ich ciała są zniszczone, jak w Wyludniaczu lub zredukowane, jak w Dzyniu czy Bez – B – Nogi jedna bryła ręce ściśle wzdłuż boków małe ciało twarzą ku bezkresowi. […] Tylko wyprostowane małe ciało szare gładkie bez wypukłości kilka dziurek. […] Serce bijące małe ciało tylko wyprostowane twarz szara rysy opanowane dwie bladoniebieskie. […] Małe ciało bryłka genitalia opanowane tyłek jedna bryła szara szczelina opanowana. Czasem z kolei człowiek okazuje się niejednorodny. W ZZD podmiot pisze sam ze sobą się kłócąc: […]co za język, mam nadzieję, że nikt nie będzie tego czytał, upaść i zniknąć z pola widzenia, i leżeć tak tygodniami, i nikt cię nie słyszy, często myślałem o tym wysoko w górach, och, nie opowiadałbyś głupstw, po prostu szedłem wciąż naprzód, moje ciało świetnie sobie radziło beze mnie. W WDP i PSPU podmiot znajduje się wewnątrz człowieka – WDP […]uciekł, ja jestem wewnątrz, zabije się, przeze mnie, przeżyję to, przeżyję jego śmierć, koniec jego życia i jego śmierć, po kolei, na bieżąco, jak do tego dojdzie, niemożliwe żebym to wiedział, dowiem się tego, po kolei, to on umrze, ja nie umrę, zostaną po nim tylko kości, ja będę wewnątrz, zostanie po nim tylko piach, ja będę wewnątrz, inaczej to niemożliwe, ziemia pokryta ruinami, przeszedł przez płot, nie zatrzymuje się już, już nigdy nie powie ja, przeze mnie, nie odezwie się do nikogo, nikt się do niego nie odezwie, nie będzie mówił do siebie, w głowie nie ma już nic, włożę tam co potrzeba, co trzeba na zakończenie, żeby już nie mówić ja […]mówił, że to nie było życie, ależ było, i dalej jest[…], PDSPU – zostanie po nim tylko proch, ja będę wewnątrz, […] chyba żebym się nudził w jego prochu, byłoby to dziwne, tak jak w jego ciele[…]. Tak więc dusza rozmija się z ciałem. Dusza trwa mimo śmierci ciała. Kiedy ciała giną i są grzebane, dusze mają zdolność zlewania się – SZ – Stara ziemia, dość już kłamstw, widziałem ją, to byłem ja, oczami łaknącymi bliźniego, za późno. Wkrótce będziesz już na mnie, to będziesz ty, to będę ja, to będziemy my, to nigdy nie było my. Już niedługo, może nie jutro, może nie pojutrze, ale za późno. A zatem z ziemskiej perspektywy jest już za późno, ale to tylko chwila, którą Budzyński opisuje: jesteśmy jednym przy ciasnej bramie. Czyściec jest losem tych, dla których na ziemi okazało się być za późno na poprawę. Co odpuszczone w niebie – nierozwiązane gdzieś…

Tak więc szukając inspiracji do opisu zaświatów, Budzyński mógł czerpać z obrazów podsuwanych przez Becketta pełnymi garściami. Beckett bez wątpienia w swoich tekstach poruszał sprawy ostateczne, a jego dzieła były metaforycznym opisem. Jednak to, co tu napisałem, nie było zupełnie świeże i czyste. Starałem się dopasować świat opowiadań Becketta do świata piosenek Budzyńskiego. Stąd próba dopasowania świata Becketta do różnych etapów dantejskiej wędrówki. Nie jest to zatem pełna analiza tekstów Becketta, gdyż niektóre opowiadania nijak nie pasują do tej wizji. Nie jest to też pełna analiza tekstów Triodante, gdyż niektóre z nich nijak nie nawiązują do (znanej mi) twórczości Becketta. Kilka nawiązań tutaj użytych wykracza poza Triodante (mimo że nie wiem, czy na przykład teksty z wcześniejszej płyty, Legendy, powstały już po poznaniu przez Toma tekstów Becketta, czy pewne zbieżności, jak np. jest w dali ptak, powstały zupełnie niezależnie), z kolei na Triodante jest niewątpliwe nawiązanie do targu Zbawiciela z „Czekając na Godota” (nie mówiąc już o Godocie w piosence „Marność” z następnej płyty). Nie wiem też nic o „Tekstach po nic” i ich związku z „Piosenką po nic”.

Jeszcze jedna uwaga, to to, że w gruncie rzeczy w tekstach Becketta nie ma prawie żadnych jawnych odwołań do rzeczywistości eschatologicznej (może z drobnym wyjątkiem w „Z zarzuconego dzieła”). Zatem doszukiwanie się tej rzeczywistości w nich nie jest wcale oczywiste.

Pisząc ten tekst starałem się nie podpierać analizami beckettologów. Starałem się w jakiś sposób stworzyć świat spójny opierając się na „Pismach prozą” i „Triodante”. Przeczytawszy jednak „Kosmologię Becketta” autorstwa Antoniego Libery muszę stwierdzić, że po pierwsze większość dziwności jego słów to dające się rozszyfrować metafory o bardzo konkretnym znaczeniu, a to, że dla mnie były nieczytelne, to kwestia mojej nieporadności literaturoznawczej (co było do przewidzenia), ale – co ważniejsze – po drugie, jego teksty są o czymś zupełnie innym, niż myślałem (i w gruncie rzeczy moja analiza jest słowami donikąd) . Ale o czym według Libery są „Pisma prozą” Becketta nie będę pisał – proszę sprawdzić samemu…

Tak na marginesie – Beckett był Irlandczykiem osiadłym w końcu we Francji. Teksty swe tworzył najczęściej po francusku (aby uniknąć zbyt wyrazistego stylu, który się pojawia podczas pisania w języku ojczystym), ale sam je tłumaczył na angielski i autoryzował przekłady niemieckie.

Piotr Panek