Obudziłem się w świecie 2.0

Od kilku dobrych tygodni mieszkam na wsi. Moje dawne miasto Olsztyn męczyło mnie (zresztą nie tylko mnie, ale całą naszą rodzinę). Z tego powodu, gdy nadarzyła się okazja, przenieśliśmy się na wieś. Teraz mieszkam blisko niewielkiego Szczytna i korzystam z uroków wsi oraz mieszkania we własnym domu.

Zmiana miejsca zamieszkania i zaczynanie niektórych rzeczy od nowa sprawiła, że zacząłem zupełnie inaczej korzystać z mass mediów. Podstawowa różnica jest taka, że nie mam telewizji. Na początku nie było czasu przejść się podpisać umowę, instalować wszystko i tak dalej. Chcieliśmy też nieco odpocząć, tak jak to czyniliśmy co roku, na przełomie czerwca i lipca. Potem pomyślałem, że w sumie, po co mi telewizja? Seriale i tak ściągam z sieci, wiadomości w zasadzie nie oglądam, a częściej czytam na różnych portalach, filmy też oglądam tylko od czasu do czasu, częściej patrzę na filmy dokumentalne czy transmisje sportowe. I tego ostatniego może trochę brak. Jednak zysk jest podwójny. Po pierwsze, wolność od wszechobecnych bloków reklamowych zaśmiecających umysł, oraz odcięcie od natłoku wiadomości, które nie sposób ogarnąć. Po drugie, sporo wolnego czasu.

Pozornie więc w mojej sytuacji zmiana polegała na rezygnacji z ważnego elementu współczesnej cywilizacji. Ale właśnie ? to tylko pozór. Bo w ten sposób bardziej wzrosła rola Internetu w moim domu. Zresztą, jedną z pierwszych rzeczy załatwionych przeze mnie, był nowy dostawca Internetu. Zrobiłem to niemal na drugi dzień po przeprowadzce, po to by mieć jakiś kontakt ze światem, znajomymi, pracą i tak dalej. A wczoraj uświadomiłem sobie, że w ten sposób jeszcze bardziej jestem w Web 2.0.

Uświadomił mi to Eryk Mistewicz, swoim ostatnim felietonem w „Uważam Rze”. Wcześniej pojęcie Web 2.0 (czy pokrewne) odkładałem do kategorii pojęć, którym kiedyś trzeba się przyjrzeć. Pod wpływem Mistewicza co nieco poczytałem na ten temat. Mimo, że samo pojęcie Web 2.0 jest dla mnie wciąż nie do końca jasne, to jednak wydaje mi się, że rozumiem o co chodzi. A chodzi o zmianę, w której odbiorca staje się do pewnego stopnia nadawcą, przez co granica ta się rozmywa, co niesie za sobą szereg konsekwencji. Mistewicz tak pisze:

„Połączenie odbiorników TV z Internetem oznacza odłączenie tychże odbiorników od koncernów – tradycyjnych nadawców, od ich ramówek, od ich systemu formatowania umysłów odbiorców. W telewizorach 2.0 swobodnie buszować będziemy po wideotekach Warner Bros., od producentów będziemy pobierać á la carte widowiska sportowe i koncerty, prognozę pogody z kanału Jarka Kreta, wiadomości zaś spośród tysięcy ciekawych serwisów prowadzonych z pasją przez najlepszych narratorów, „opowiadaczy historii”. Wybierzemy tego, kto najlepiej przedstawi nam otaczającą nas rzeczywistość, kto nada jej sens, trafiając przy tym w nasze uprzedzenia, poziom przygotowania, indywidualne potrzeby.”

Co niemal wiernie opisuje mój sposób korzystania z mediów, a przede wszystkim Internetu. Zresztą zapewne nie tylko mój. Tak niespodziewanie dla mnie, zamiast nieco odciąć się od cywilizacji i wrócić do korzeni, okazało się, że jestem uczestnikiem zmiany, która nadchodzi.

Grzegorz Pacewicz

Fot. gp