Na łonie natury? nieco zrenaturyzowanej

Sezon urlopowy to czas, kiedy wiele osób ma okazję poobcować z naturą. Z badań podobno wynika, że sama świadomość naturalności danego obszaru zwiększa jego atrakcyjność dla turystów, nawet jeśli ostatecznie nie zechce im się tego obszaru eksplorować i wakacje spędzają w hotelu na jego obrzeżach. Wydaje się, że ten ekonomiczny aspekt powoływania obszarów chronionych (co samo w sobie jest już sugestią naturalności) jest w Polsce bardzo słabo rozważany, zwłaszcza wobec korzyści mających płynąć z gospodarczego użytkowania choćby drewna (tak jest np. w Puszczy Białowieskiej, która w większości wciąż jest lasem gospodarczym, a podejmowane przez ostatnie 20 lat próby powiększania parku narodowego są mniej lub bardziej skutecznie blokowane taką argumentacją).

W innych miejscach jednak stawia się na naturalność. Właśnie rusza projekt finansowany z unijnych funduszy poprawy stanu Pustyni Błędowskiej. Jego celem jest – cytuję: „osiągnięcie właściwego stanu ochrony największego w Polsce kompleksu dwóch napiaskowych siedlisk przyrodniczych”. Jak najbardziej to popieram (choć dla mnie istotą byłby właściwy stan siedlisk, a nie właściwy stan ochrony), gdyż Pustynia Błędowska jest unikatowym obszarem i szkoda, żeby zarosła zaroślami i lasem takim samym, jak większość polskich lasów budowanych przez sosnę porastającą piaski. Problem w tym, że działania tego projektu określane są jako renaturyzacja, podczas gdy w istocie są działaniami wbrew naturalnym procesom. Pustynia Błędowska powstała, gdy w średniowieczu wycięto las i odsłonięto pokłady piasku, które nie nadając się do uprawy, stały się właśnie czymś na kształt pustyni. Przez kilkaset lat uruchomione piaski opierały się ponownemu zarośnięciu, a ruchome wydmy od czasu do czasu zagrażały okolicznym zabudowaniom i uprawom, więc w połowie XX w. podjęto próby ich umacniania roślinnością. Próby na tyle skuteczne, że obecnie większość tego obszaru jest pustynią tylko z nazwy, bo w zamierzeniach częściowe unieruchomienie wydm pozwoliło na ponowne ich zasiedlenie przez roślinność potencjalnie naturalną dla takiego siedliska, tj. suchy bór sosnowy. Pustynia ma się najlepiej w miejscu silniejszej presji człowieka, czyli na poligonie. Podobna sytuacja jest w Słowińskim Parku Narodowym, którego jedna z głównych atrakcji, ruchome wydmy, to też dzieło średniowiecznych drwali. Jednak mimo świadomości tego faktu uważam SPN za jedno z najciekawszych przyrodniczo miejsc Polski i nie chciałbym jego powrotu do stanu sprzed ingerencji człowieka.

Kiedy powstała idea ochrony stanu środowiska, powołano rezerwaty, gdzie wyeliminowano ingerencję człowieka. W wielu przypadkach (np. we wspomnianej Puszczy Białowieskiej) pozwoliło to zachować pożądany stan. W niektórych jednak zaprzestanie działalności człowieka (łącznie z działalnością hodowanych przez niego zwierząt) sprawiło, że unikatowy charakter objętego ochroną obszaru zatracił się. Przykładowo, liczne rezerwaty powołano do ochrony wysp roślinności stepowej i związanych z nią owadów, a po kilkudziesięciu latach okazało się, że zarosły lasem, przez co owady musiały się wynieść. Podobnie jest z otwartymi bagnami, które w wielu wypadkach też po zaprzestaniu użytkowania zaczęły zarastać olszyną albo trzcinami. Tak się dzieje w przypadku jednej z głównych polskich marek turystycznych – bagien biebrzańskich. W takich wypadkach ochrona pożądanego stanu to więc nie pozostawienie spraw samym sobie, ale wykaszanie, wypas i inne przykłady działalności, którą ludzie prowadzili na danym obszarze przez setki lat, i które pozwoliły przetrwać różnym reliktowym gatunkom i siedliskom.

Paradoksalnie więc, aby wiele miejsc zachowało swój charakter, który wydaje nam się naturalny, trzeba działać wbrew naturze. Oczywiście, można by w radykalny sposób przyjąć, że naturalną Polskę powinny pokrywać niemal wyłącznie lasy, murawy oglądać powinno się nie w dolinie Odry czy Wisły, lecz nad Morzem Czarnym, a otwarte torfowiska nie nad Biebrzą i Narwią, a w Finlandii (i może w małych ekstrazonalnych eksklawach jak dolina Rospudy). Ja jednak jestem za tym, żeby różnego rodzaju półnaturalne siedliska były też w Polsce. Z nimi mogę się czuć równie dobrze, jak z siedliskami naturalnymi, nawet wiedząc, że słowo „renaturyzacja” jest w danym przypadku bardziej chwytem niż faktem.

Piotr Panek

Fot. Ukasiu. Wikimedia Commons. Licencja CC 2.5