Nowelki koczownika
Wieść o książce Grzegorza bardzo mnie ucieszyła i jednocześnie wprawiła w zadumę. Dzisiaj podzielę się nią z Wami. Ja jakoś nie mogę napisać książki, mimo bardziej zaawansowanego wieku, a w dodatku raczej oddalam się od takiej możliwości niż do niej przybliżam.
Ściśle mówiąc, brałem parę lat temu udział w pisaniu skryptu do logiki, której uczę, ale nie traktuję go jako ksiązki sensu stricto. Zresztą jego „książkowość” jest niepełna. Owszem, zawiera w miarę systematyczny wykład najbardziej podstawowych zagadnień, ale cała reszta to eseje o różnych obszarach logiki powiązanych z informatyką. Każdy esej jest prawie całkowicie niezależny od pozostałych i w ten sposób w całym skrypcie trudno się doszukać jednolitej narracji.
Muszę zresztą uczciwie przyznać, że jakoś nigdy mnie pisanie książki nie pociągało (takiej prawdziwej, rozpoczynającej się od wstępu i kończącej podsumowaniem). Chyba nie dlatego, że matematyk czy informatyk ma w tej dziedzinie trudniej niż humanista, albo co najmniej nie tylko dlatego. Mam wielu kolegów, którzy książki napisali. Ja jakoś nie chcę i/lub nie mogę, a przyczyna zapewne tkwi we mnie samym.
Trochę się nad tym zastanawiałem i w końcu uznałem, że to nic złego. Znalazłem sobie towarzyszy w tej cesze i jest mi lżej. To pisarze, dla których sensem twórczości było pisanie krótkich form. Na pewno każdy zaraz sobie przypomni Stanisława Jerzego Leca („Zanotował swą pustkę na tysiącu stron” i „Zdanie to największa forma literacka” – to jego, przyznajcie, że całkiem ? propos). Wisława Szymborska chyba w ogóle nie opublikowała nigdy nic długiego. Widać tak też można, a ja jestem matematyczno-informatycznym wariantem nowelisty.
Zresztą gdy patrzę z perspektywy na swoje działania naukowe, to dostrzegam raczej skłonność do ciągłego poszukiwania nowych tematów niż do drążenia dotychczasowych. Widać taki jestem, niestały w uczuciach. Jak o czymś piszę, to cierpliwości i fascynacji starcza mi na 10, 15, czasem 50 stron gotowych publikacji i koniec. Zaczyna mnie ciągnąć w inne rejony. Ale gdy pracę mierzyć czasem powstawania, to chyba nie odstaję od średniej – zdarzało mi się pisać prace po wielu latach zmagań, gdy w końcu rozwiązałem problem. Oczywiście zaraz wielu przyjdzie do głowy hasło „motylek, co to z kwiatka na kwiatek”. W konwencji bardziej serio, widzę się wyraźnie po jednej stronie sporu pomiędzy dwoma plemionami naukowymi: osiadłymi rolnikami i koczownikami uprawiającymi gospodarkę zbieracką i pasterską. Pasja do zbierania grzybów, o której wspomniałem na stronie autorów blogu, wyraźnie wskazuje moją preferencję. Zresztą traktowałem ją również jako metaforę.
To także tłumaczy, dlaczego nie piszę i raczej już nie napiszę książki: jak ktoś jest przywiązanym do ojcowizny rolnikiem i całe życie uprawia swoje pole, to z czasem zna na nim każdy kamyk, każdą bruzdę i każdy krzaczek. Taki ktoś może o nim napisać wielkie dzieło. Ja po krótkim postoju w jednym miejscu, zbieram graty i wędruję dalej. Mógłbym na starość napisać opowieść o mojej drodze, ale to chyba nie byłoby dzieło naukowe.
Co mnie w mojej preferencji dodatkowo pociesza, to opinia Marka Kordosa wyrażona w książce „Wykłady z historii matematyki”: że to koczowniczy pasterze zaczęli systematycznie dostrzegać zależności przyczynowo-skutkowe i wynaleźli metodę dedukcyjną. Nomada to brzmi dumnie.
Jerzy Tyszkiewicz
Fot. munir, Flickr (CC BY-NC-SA 2.0)
Komentarze
To bardzo dobrze że nie możesz napisać ksiązki.
Za dużo jest książek.
Do zycia wystarczy jedna tylko książka.
Kucharska?
Telefoniczna!
A po co Ci telefoniczna? Komórki nie masz?
A po co ci kucharska? Nie umiesz zrobic sobie jajecznicy? 🙂
Umiem, zresztą nie tylko jajecznicę. Ale myślę, że książka kucharska najbardziej wpływa na jakość mojego życia. Jakoś przemawiają do mnie maksymy Brillat-Savarina:
„Losy narodów zależą od sposobów ich odżywiania.”
„Odkrycie nowego dania większym jest szczęściem dla ludzkości niż odkrycie nowej gwiazdy.”
„Powiedz mi, co jesz, a ja ci powiem, kim jesteś.”
Pojęcie „pisarstwa koczowniczego” bardzo mi się podoba 😀
Zajmowanie się różnymi tematami niewątpliwie poszerza horyzonty (czy też – piony), natomiast nie za bardzo przekonuje mnie konieczność wytłumaczenia się z niemożności (niechęci) napisania grubego dzieła na jeden temat. Przecież tego nikt z przyjemnością nie przeczyta! Nawet w książkach kucharskich najlepsze są wstępy, ogólne reguły przyrządzania danej grupy potraw, reszta to zapychacz stron (skutecznie uniemożliwiająca twórczość w kuchni). Dopiero co Panek płakał, że nie ma dla niego odpowiedniej szuflady, a tu J.Ty. lamentuje, że organicznie nie może przynudzać?! Oj, świecie dziwny!..
Ależ Meruńko!
Ja nie lamentuję ani nie tłumaczę się, tylko odbywam chwilę autorefleksji.
Próbuję zrozumieć, co i dlaczego robię, co mną powoduje, czym i dlaczego różnię się od innych osób uprawiających tę samą dziedzinę co ja. Jest to dla mnie samego ciekawe. Mam nadzieję, że może i innych zainteresuje, tak jak mnie kiedyś zainteresowałą książeczka „Psychologia odkryć matematycznych” Jacquesa Hadamarda – matematyka, który w wielu miejscach pisał biorąc za przykład siebie samego.
Jeśli chodzi o książki kucharskie, to istotnie wstępy są fajne, ale wśród szczegółowych przepisów zdarzają się takie, które wcale nie są zapychaczami, tylko podrzucają jakąś ideę.
Może napisać wielkie dzieło o krzaczku?
To niech weźmie, usiądzie i napisze pleeeeeease; gotowa jestem wykupić subskrypcję, zaabonować, czy co tam jeszcze okazałoby się konieczne.
Nawet gdyby miało nie być o każdym.
Bo, co prawda, przyznaję rację fizykomaniakowi, gdy stwierdza, że książek jest za dużo, ale w kategorii ,,wielkich dzieła” ciągle ich mi się wydaje za mało?
Tylko z bruzdą radziłabym uważać, gdyby o niej miało być, i inny tytuł wybrać, bo ten już zajęty. Pozdrawiam!
Zgubione poprzednio PS. Czym i dlaczego. Hm. O ,,czym” mniejsza (bardzo przepraszam) – zapewne tym, jeśli nie owym, przypuszczam ponadto, że wszystko zależy od tego, kto posłuży za punkt (?) odniesienia.
Ja, na przykład, tym się różnię, że wstępy pomijam, jeśli mnie potem nikt nie odpyta z ich treści, z książek wszystkich bez wyjątku.
Z czego, jak sądzę, niewiele wynika.
Ale ,,dlaczego”, to dopiero pytanie-wyzwanie.
Czy dziedzina już odpowiedziała?
Poprosiła o czas do namysłu?
Tak to jest z czytaniem na zal. i nie całkiem starannie…
A między wierszami, to dopiero jest fajnie…
A co tam u mnie było między wierszami?
Tego nie wiem, na wszelki wypadek nie zapuszczałam się tam; po każdym słowie zaraz prędziutko czytałam następne.
Ale cała moja ostrożność na nic, i tak wyszło, że jeszcze nie bardzo dokładnie czytałam, i pewnie bez zrozumienia, i w ogóle nzal.
To nic, nie będę się zniechęcać.
Dziedzina może w końcu coś odpowie, albo nawet i nie, ale w którymś odcinku będzie więcej o tym ,,dlaczego” – to ja chętnie poczekam, naprawdę.
A Jozef Ignacy Kraszewski napisal 500 powiesci. Kiedy w mlodosci bylem przy trzydziestej ktorejs, ale calkowicie zapomnialem co bylo w piatej szostej i jeszcze w ktorejs. Jak ten Kraszewski to robil, ze wszystko pamietal ?
@ LEWY POLAK :
Chyba prowadzil notatki zeby za wiele nie powtarzac.
@lewy polak:
czego sie nie robi dla pieniedzy,he,he…
Jeszcze w latach 80-tych Julio Iglesiasm w wywiadzie dla jednego z niemieckich tygodników popularnych pochwalił się, że nie tak dawno przespał się z tysięczną kobietą w swoim życiu.
Kiedy w mlodosci bylem przy trzydziestej ktorejs, ale calkowicie zapomnialem jak na imię bylo w piatej szostej i jeszcze w ktorejs. Jak ten Iglesias to robil, ze wszystkie pamietal ? – zapytam wzorem LEWEGO POLAKA…
Jacobsky, Jestem skonfudowany, czy to ty w mlodosci byles przy trzydziestej , czy to Iglesias. Tekst jest niejasny. Jezeli to ty, to ci zazdroszcze, moje osiagniecia w tym zakresie, wstyd to przyznac, sa raczej skromne
Pozdrawiam z wyrazami szacunku
LP
LEWY POLAK,
wszelkie przejawy szacunku przymuję z należną wyższością.
Pozdrawiam.
Jacobky
Jestes wielki i za to cie lubie.
Pozdrawiam z jeszcze wiekszym szacunkiem
LP
Czytałem gdzieś, że teraz więcej jest piszących książki, niż czytających..
Kiedyś z ciekawości porównałem formaty i ceny książek z różnych dziedzin, no i okazało się, że najcenniejszym tworem ludzkiego umysłu jest – modlitewnik! Może więc coś w tym kierunku..?
@
woda_12 pisze:
„no i okazało się, że najcenniejszym tworem ludzkiego umysłu jest ? modlitewnik! ”
Wolę jak ludzie się modlę aniżeli chlają gorzałę i piprzą się z większą częstotliwością od kangurów.
teraz jest moda:
napisac ksiazke nie przeczytawszy ani jednej.