Pytanie o gatunek

Kilka wpisów temu, pod artykułem Grzegorza Pacewicza, zupełnie dygresyjnie rzuciłem nieco prowokacyjną tezę, że gatunek jest bytem urojonym. Mając okazję do zaistnienia po drugiej stronie (bloga), pociągnę ten wątek.


Wydaje się, że mało jest pojęć naukowych tak oczywistych jak gatunek. Kogo by nie zapytać, nawet jeśli nie potrafi podać definicji, powie takimi, czy innymi słowami, że gatunek to grupa organizmów w sumie takich samych, np. koń, krowa, dąb, ryba… No może ryba to nie, bo jest śledź, karp i jeszcze parę. I tu się zaczyna pierwszy problem – jaki zakres ma określenie „w sumie” stojące obok „takie same” lub jaka ma być wartość „bardzo” w sformułowaniu „bardzo podobne”. Czy fakt, że jeden dąb ma żołędzie na długich szypułkach, a drugi na tak krótkich, że w zasadzie niezauważalnych, to wystarczająca różnica, by uznać, że należą do różnych gatunków? Czy fakt, że jedna jabłoń daje jabłka zielone i gładkie, a druga czerwieniejące i omszone jest istotny?

Przeciętny człowiek może zrzucić odpowiedzialność na biologów. Naukowcy próbują więc definiować gatunek – lepiej lub gorzej. Każdy maturzysta wyrecytuje np. definicję: „Gatunek to zbiór osobników krzyżujących się i dających płodne potomstwo”. Jak jednak taką definicję ma zastosować paleontolog? W praktyce również niemal żadna para nowo opisywanych gatunków nie została poddana testowi krzyżowania. Filozoficznie to pewnie to samo, ale przesuwanie kryterium w dziedzinę potencjału nieco niepokoi biologów przyzwyczajonych do danych mierzalnych i empirycznych. Przy tym kryterium zdarzają się jednak przypadki dziwne. Na przykład żaba jeziorkowa i żaba śmieszka krzyżując się dają żabę wodną. Żaba wodna jednak nie jest żadnym niepłodnym mułem i bardzo ochoczo się rozmnaża. U roślin i zwierząt nieraz zdarzają się populacje, które są bardzo rozległe (np. sięgają od Pirenejów po Kamczatkę) albo podzielone barierami, które można podzielić na podpopulacje A, B i C, z których A może krzyżować się z B, C może krzyżować się z B, ale A nie może krzyżować się z A (w najprostszym układzie). Mówi się wtedy nieraz o podgatunkach itd., ale to tylko kwestia nazwy. Ostatnio okazało się, że neandertalczyk krzyżował się z eurazjatyckimi populacjami człowieka współczesnego, a z afrykańskimi nie.

Poza tym, wszystko pięknie, dopóki mówimy o rozmnażaniu płciowym. Tymczasem istnieje wiele gatunków, które rozmnażają się wyłącznie bezpłciowo albo ich osobniki dokonują samozapłodnienia. Idąc trawnikiem możemy spotkać obok siebie kilka mniszków, które pięknie kwitną i przekształcają w dmuchawce, ale jeden nigdy nie zapyli drugiego. Ich powstałe bez zapylenia potomstwo będzie rozmnażać się w ten sam sposób i przysparzać kłopotów systematykom, którzy nie będą mogli się zdecydować, czy każdy taki klon jest odrębnym gatunkiem, czy wchodzi w skład wspólnego gatunku.

Tu pojawia się problem potomstwa. Pierwsze naukowe definicje gatunku odwoływały się do podobieństwa rodziców i potomstwa. Dziś jednak wiemy, że gatunki ewoluują. Jeśli ktoś dotąd gładko przechodził nad problemem gatunku, tu może napotkać na poważny problem. Co to w praktyce oznacza, że z gatunku Homo ergaster powstał Homo sapiens? Czy rodzice mogli się krzyżować z dziećmi? Czy należeli do tego samego gatunku, czy do różnych? Zalążek tego problemu widoczny był już u Darwina. W „O pochodzeniu gatunków” pisze o rasach, których krzyżowanie może prowadzić do tzw. bujności mieszańców, podczas gdy krzyżowanie gatunków nie udaje się lub daje kiepskie efekty (choć np. muł jest wytrzymalszy od konia), jednocześnie udowadniając, że różnice między rasami a gatunkami są raczej ilościowe, niż jakościowe.

Mimo tych wszystkich problemów, biolodzy jednak nie porzucają pojęcia gatunku. Co prawda z ekologii ewolucyjnej wyrzucono pojęcie „dobra gatunku”, a wypowiadane jeszcze niedawno stwierdzenia, że gatunek to jedyna realna kategoria taksonomiczna, nieco straciły na sile, ale skoro inne rangi taksonomiczne są wciąż stosowane, to ta – również umowna – nie musi być grzebana. Wystarczy pogodzić się z faktem, że odpowiedź na pytanie czy żaba wodna jest prawdziwym gatunkiem, czy tylko hybrydą nie niesie za sobą bagażu filozoficznego o esencję żaby wodnej, ale co najwyżej bagaż prawny (np. w USA ochronie podlegają wyłącznie gatunki „czyste”, podczas gdy ich hybrydy nie, co ma znaczenie przy statusie ochronnym wilka rudego). Wtedy można zastosować definicję, której nauczył mnie prof. Tomasz Umiński: „Gatunkiem jest to, co za gatunek uważają specjaliści”.

Piotr Panek
Zakład Ekologii Roślin i Ochrony Środowiska UW
Fot. Roberto Rizzato ‚pix jockey’ Facebook resident, Flickr (CC SA)