Horror metaphysicus

Po raz trzeci lub czwarty przeczytałem książeczkę Leszka Kołakowskiego „Horror Metaphysicus” (Res Publica, Warszawa 1990). Wygląda na to, że pomijając podręcznik do ontologii Władysława Stróżewskiego, jest to najczęściej czytana przeze mnie książka filozoficzna w ostatnich latach.

O czym jest to książka? Z książkami Leszka Kołakowskiego mam ten problem, że lubię je czytać (autorowi temu poświęciłem już kilka wpisów na blogu) i kiedy je czytam, to rozumiem, o czym pisze autor. Ale jeśli mam streścić komuś treść pracy, to już nie wiem, o czym ona jest. Chcę powiedzieć, że jest on dla mnie niezwykle trudny do interpretacji, czy streszczenia. Ostatecznie jedynym sposobem przekazania tego, co Kołakowski próbuje powiedzieć, jest powrót do lektury jego prac, bo tylko w tym języku i w ten sposób, to się udaje wyrazić.

Wracając do „Horroru…” Jest to książka o tym, jak filozofowie próbuję wyrazić swoje doświadczenie religijne, i jak te próby są skazane na niepowodzenie. Jest to też książka o tym, że znalezienie Absolutu (w sensie: Bóg i wszystko, co się z tym wiąże) być może jest możliwe, lecz niemożliwe jest wyrażenie tego w języku wolnym od sprzeczności. Czy się tego chce, czy nie, pełny, precyzyjny i spójny opis takiego doświadczenia jest niemożliwy. Świadectwem są przeróżne antynomie, w jakie można uwikłać wszelkie twierdzenia na temat Absolutu. (Na przykład, czy Bóg może stworzyć kamień, którego nie może podnieść?; Czy coś jest dobre dlatego, że tego chce Bóg, czy też Bóg chce czegoś, dlatego że to jest dobre?)

Ponieważ mowa jest o Absolucie (pisanym wielką literą), to z konieczności Kołakowski też ociera się o kwestie znalezienia jakiegokolwiek absolutu (pisanego teraz małą literą). Chodzi o to, czy w ogóle można znaleźć absolutnie pierwszy i nie dający się podważyć punkt wyjścia w filozofowaniu. Punkt, od którego można będzie zacząć rozwiązywać wszystkie po kolei problemy filozoficzne. Innymi słowy, jest to pytanie o to, czy istnieje język, w którym właściwie przedstawią nam się wszelkie problemy. A przez to dadzą się jednoznacznie rozwiązać. Odpowiedź w tym punkcie jest również negatywna.

Za każdym razem dochodzę do wniosku, że sednem tej książki jest fragment ze strony 95. Na koniec więc go przytoczę:

„Cóż, nawet ci, którzy słyszą i potrafią rozszyfrować Boskie wezwanie przyznać muszą, że postrzega się je inaczej, niż, powiedzmy, słoneczne światło; różnica na tym polega, że realność światła słonecznego nie jest wśród ludzi przedmiotem sporu. Ci, którzy rozpoznają w świecie znaki Boże nie różnią się od tych, którzy dostrzec ich nie potrafią w kwestiach empirycznych, lecz różnią się w interpretacji doświadczenia. Interpretacja pierwszych jest przez drugich uznawana za bezprawną i pozbawioną znaczenia na mocy reguł języka, które przyjąć postanowili. Pytanie brzmi zatem: czy są jakieś reguły wyższego rzędu, z których moglibyśmy skorzystać dokonując wyboru języka spośród wszelkich możliwych?” (L. Kołakowski, „Horror Metaphysicus”, Res Publica, Warszawa 1990, s. 95)

W kolejnym akapicie Kołakowski jednak dodaje: „Wygląda na to, że żadne takie reguły nie są dostępne”. Nic dodać, nic ująć.

Grzegorz Pacewicz

Fot. Hilarywho, Flickr (CC SA)