Krzywa Laffera

Jestem pewien, że wiele osób spośród potencjalnych czytelników tego bloga słyszało o krzywej Laffera,  ale na wszelki wypadek ją opiszę – a Ala zilustruje.

Jeśli państwo opodatkowuje dochody swoich obywateli wedle stopy 0%, to wpływy z tytułu podatków wynoszą 0. Jeśli natomiast stopa podatkowa wzrasta od 0% do 100%, to wpływy nie rosną cały czas wraz z nią, tylko po fazie wzrostu od pewnego momentu zaczynają maleć. W granicznym przypadku stuprocentowej stopy wracają na poziom 0. Wynalazca krzywej Arthur Laffer (choć przed nim inni też mniej formalnie o tym zjawisku pisali) uzasadniał to tym, że w miarę wzrostu opodatkowania maleje motywacja do uzyskiwania legalnych dochodów, podlegających w tym państwie opodatkowaniu. Można od tych nadmiernych obciążeń uciekać za granicę do rajów podatkowych, w szarą strefę albo w słodkie nieróbstwo. Ostateczny postulat jest taki, że istnieje taka stopa podatkowa, przy której wpływy skarbu państwa byłyby maksymalne i ani jej obniżanie, ani podwyższanie nic już nie poprawia.

To tyle o ekonomii. Wracamy do mojej matematyki. Wiele lat temu mój ówczesny szef powiedział mi, że jego zdaniem umiejętność wygłaszania wykładów na konferencjach matematycznych to przede wszystkim sztuka bycia nieprecyzyjnym. W środowisku ludzi zapatrzonych w ścisłość, dokładność i precyzję (właśnie!) to musiało brzmieć jak herezja, zwłaszcza wygłoszone przez Szwajcara na niemieckiej uczelni. Ja jednak się z nim zgadzam i nawet jeśli wówczas nie umiałem tego wyartykułować, to tak właśnie postępowałem i na ogół wychodziłem na tym dobrze. Dopiero po latach odkryłem związek tej rady z krzywą Laffera.

Obowiązek ścisłości i precyzji oraz dowodzenia wszystkiego, co się twierdzi, to rodzaj zewnętrznego wymagania, narzuconego przez tradycję środowiskową i charakter nauki. Pomyślmy o tym jako o podatku nakładanym na komunikację, której formą jest wykład na konferencji. Na szczęście stopa podatkowa jest po części zależna od samego referującego.

Ci, którzy w ogóle nie chcą się do norm stosować na ogół są całkiem niezrozumiali i pożytek z ich prezentacji pozostaje zerowy. Z kolei osoby całkowicie ulegające presji starają się być bezgranicznie ścisłe i cały referat upływa im na grzebaniu się w mało istotnych detalach, a naprawdę ważne idee albo w ogóle przepadają z braku czasu, albo przechodzą niezauważone w natłoku drobiazgowych podziałów włosa na czworo. Mógłbym podać liczne z życia wzięte przykłady obu ekstremalnych podejść.

Uogólniając moje środowiskowe obserwacje, podejrzewam, że wartość informacyjna wszelkiego tekstu zależy od ścisłości prowadzonego wywodu i jest to zależność typu krzywej Laffera: przy zerowej ścisłości zero informacji, przy 100% ścisłości też zero informacji, a optimum leży gdzieś pomiędzy. O nim właśnie mówił mi Erich Grädel w Aachen w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku.

Jerzy Tyszkiewicz
Ilustracja Alicja Leszyńska