Francuska pożyczka na naukę

Nicolas Sarkozy ogłosił, że z 35 miliardów euro narodowej pożyczki, którą Francja zaciągnie w przyszłym roku, aż 11 miliardów zostanie przeznaczonych na naukę i program innowacji. Celem prezydenta jest doprowadzenie do tego, by Francja miała najlepsze na świecie uczelnie.

Niewątpliwie głównym bodźcem do takiego postawienia sprawy były marne miejsca zajmowane przez francuskie uczelnie na tzw. liście szanghajskiej. Reforma nauki i szkolnictwa wyższego odbywa się we Francji już od jakiegoś czasu. Teraz, za zmianami administracyjnymi, na które już wyłożono kilka euro (np. większa autonomia finansowa uczelni) mają pójść prawdziwe pieniądze. Ale że pieniądze te pochodzić będą z pożyczki, to któregoś dnia trzeba je będzie spłacić.

Pomimo wielu obaw (Francja osiągnie w przyszłym roku rekordowy deficyt budżetowy w wysokości 84 proc. PKB) sądzę, że wyznaczone przez prezydenta priorytety są wybrane doskonale. Budzący obawy fakt, że pożyczkę trzeba będzie spłacić, uważam właśnie za doskonały miecz Damoklesa, który powinien przyczynić się do tego, że pieniądze te zostaną zainwestowane tak, by przyniosły rzeczywiste, a nie urojone, korzyści – w tym finansowe.

Oczywiście nie mam złudzeń, że Francja w krótkim czasie przejdzie do światowej naukowej czołówki. Ale może coś w końcu drgnie. System nauki francuskiej jest dość skostniały i niezwykle skomplikowany. Wiele państwowych instytucji naukowych przenika się nawzajem z systemem szkolnictwa wyższego. W dodatku istnieją de facto dwa równolegle systemy edukacji na poziomie szkół wyższych: tzw. wielkie szkoły (grandes écoles) i zwykłe uniwersytety. Różowa przyszłość stoi otworem przed wyselekcjonowaną elitą wychodzącą z tych pierwszych. Absolwenci uniwersytetów często przechodzą na zapomogę. Trudno oczekiwać ujednolicenia tego systemu, ale można usprawnić komunikację między nimi i wyrównać szanse absolwentów.

Przykładowo wśród instytucji naukowych CNRS (Narodowe Centrum Badań Naukowych) i INSERM (Narodowy Instytut Badań Medycznych) podpisały niedawno umowę o ścisłej współpracy. Zobaczymy, jak kohabitacja ta odbędzie się w rzeczywistości, ale to już ostatni dzwonek, aby ułożyć rzeczywistą współpracę obu instytucji, których pracownicy i tak prowadzą wspólne badania naukowe.

Wstrzyknięcie 11 miliardów w ów system właśnie w momencie jego reformowania będzie musiało odegrać bardzo pozytywną i ważną rolę. Oczywiście cały problem w tym, jak owe pieniądze zostaną zainwestowane. A musi to być inwestycja z głową, tak aby dość szybko przyniosła spodziewane skutki. Największym wyzwaniem będzie osiągnięcie efektów finansowych. Tych spodziewa się na krótszą metę z dalszego unowocześnienia technologii elektrowni atomowych, na które od początku swej kadencji bardzo mocno i konsekwentnie stawia Sarkozy (wbrew protestom ekologów z partii zielonych). Na dłuższą zaś chodzi o wdrożenia nowych, dziś nieistniejących technologii uzyskiwania energii. I to jest zapewne wyzwanie główne, bo dzisiaj zupełnie niemożliwe do realnej oceny.

Założenia i plany są dalekosiężne. Idą one w parze z ewidentnym ryzykiem. Ale wiadomo, że bez ryzyka nie ma postępu. Sądzę więc, że to krok w bardzo dobrym kierunku i wykonany w dobrze wybranym momencie. Miejmy nadzieję, że nie za późno.

Jacek Kubiak

Fot. twiga269 ? FREE TIBE, Flickr (CC SA)